Dziś właściwie ostatni dzień Summer Campu. Następnego dnia jest już tylko zakończenie. Z samego rana idziemy na Mszę do małego kościoła. Po Mszy na śniadanie z animatorami. Dzień zaczyna się klasycznie na boisku do koszykówki. Tam dzieci zbierają się w swoich grupach. Father Carlos z Peru i Father Peace prowadzą rozpoczynające piosenki i modlitwy. Po wszystkim udajemy się do sal lekcyjnych. Ela i Dominika zostają z wolontariuszkami z Krakowa, żeby pomóc w przedszkolu. Dzisiejsze lekcje są nieco krótsze niż normalnie. W ich trakcie omawiamy wczorajsze testy, podając i tłumacząc poprawne odpowiedzi. Na koniec postanawiam podziękować uczniom i powiedzieć im coś motywującego. Bardzo mnie cieszą głosy podziękowań za zajęcia. Po skończeniu swoich niedługich zajęć udaję się do przedszkola. Tam witają mnie radosne twarze dzieci, które pokazują mi swoje smoki z rolek papieru. Później, gdy Dominika i Ela idą już na ostatnią przyrodę, zaczynamy kolejną aktywność. Wraz z Gabi i Asią robimy opaski-zwierzątka z balonów. Sam kształt, który formujemy nosi różne nazwy. Mnie jednak najbardziej przypominają żółwie. Robię to pierwszy raz, powtarzając to, co robi Gabi. Okazuje się, że jest to całkiem łatwe. Jedyny problem wynika z tego, że zbyt napompowane balony łatwo pękają w czasie modelowania. Takie opaski zakładamy dzieciom na ręce. Widać, że bardzo im się podobają. Ta radość przynosi wiele satysfakcji. Zdając sobie sprawę, że wkrótce wyjeżdżamy, dochodzę do wniosku, że będę tęsknił za tymi uśmiechniętymi buziami. Kiedy kończymy robić balonowe żółwiki, zaczynają się zbierać kolejne dzieci. Kilka razy przychodzą starsi uczestnicy. Oni też chcą otrzymać balony. Niestety wiemy, że nie możemy ich dać. Wkrótce zamykamy przedszkole i idziemy uczestniczyć w dalszej części dnia. Po zebraniu się na boisku rozdzielamy się na nasze grupy. To ostatnia okazja, żeby przygotować element artystyczny na następny dzień. Część grup przygotowuje się w swoich salach, część na podwórku lub w hali. W okolicach zakończenia przygotowań zauważam, że dzieci biegają z balonami. Tym razem jednak królują nie pieski czy żółwiki, a miecze. Znów otaczają nas okrzyki radości. Dzieci biegają dookoła uderzając balonowymi mieczami lub uciekając przed nimi. Na całe szczęście taki balon nie jest w stanie wyrządzić krzywdy, a jednocześnie dostarcza wiele radości. Zaraz potem udajemy się na lunch, po którym znów przechodzimy na boisko. Tam rozpoczynają się gry. Dziś trwają one dłużej. Dziś nie ma też „skillsów”. Nie robimy więc malowideł czy origami i nie uczymy gry na gitarze. Pod koniec dzisiejszego dnia półkolonii zbieramy się na trybunach. Wspólnie kibicujemy reprezentantom naszych grup. Następnie odbywa się małe podsumowanie rezultatów punktowych. Zostaje ono poprzedzone odśpiewaniem piosenek każdej z grup, które opierają się na postaci patrona. Dzisiejsze spotkanie animatorów jest nieco krótsze, co spotyka się z naszą aprobatą. Po jego zakończeniu udajemy się wraz z Bernardem do krawca, aby zobaczyć rezultaty jego pracy. Umawiamy się z nim, że po wprowadzeniu bardzo drobnych i szybkich poprawek, odbierzemy je po różańcu. Wracamy na chwilę do domu Salezjanów. Uprzednio zakupujemy w sklepie, który sąsiaduje z krawcem, Czakri. To kolejny ciekawy przysmak lokalnej ludności. Jest robiony z kaszy kuskus i jogurtu lub zsiadłego mleka. Czasami do tej słodkiej przekąski dodawane są też pokrojone w kostkę owoce czy bakalie. Podobno doskonale smakuje z wiórkami kokosa. Zakupiona wersja jest jednak prostsza i ogranicza się do podstawowych składników. Przysmak podawany jest w foliowych woreczakach i jedzony w podobny sposób do wspomnianych w jednym z ostatnich wpisów, lodów. Różaniec zaczyna się punktualnie o 18:30. Po modlitwie, po raz pierwszy słówko wygłasza Father Carlos z Hiszpanii. Wraz z zakończeniem wspólnej modlitwy ponownie udajemy się do krawca i odbieramy gotowe już ubrania. Efekt pracy krawca jest bardzo zadowalający. Zauważamy to nie tylko my sami, ale i zebrani pod Youth Centre animatorzy. Ubrania te zamierzamy ubrać specjalnie w niedzielę mszę i być może na plażę. Ostatnim obowiązkiem do wypełnienia tego dnia jest przygotowanie podarków na jutro. Dzień kończymy wspólną kolacją, w czasie której Ela zaczyna przygrywać na gitarze. Tak minął nam właściwie ostatni dzień Summer Campu. Czujemy, że powoli zbliża się koniec naszego pobytu w Gambii. Tęsknota za domem i radość, że wrócimy do najbliższych mieszają się z lekkim żalem, że będziemy opuszczać to miejsce, a naszych dni spędzonych z dziećmi w Kunkujang Mariama jest już niewiele. Piotr Olszewski