Parę minut po 4:00 nad ranem budzi mnie odgłos deszczu uderzającego o blaszany dach. Po chwili zaczyna wiać tak mocny wiatr, że trzaskające okna w naszym pokoju stawiają mnie na równe nogi. Zamykam je szybko i kładę się z powrotem. Niestety deszcz zaczyna padać coraz mocniej i dopiero po dłuższej chwili udaje mi się znowu zasnąć. Dzisiaj wstajemy już wcześniej, bo idziemy na Mszę Świętą, która rozpoczyna się o godzinie 7:00. W tym roku, w dni powszednie Msze odprawiane są w małej kapliczce przy szkole. Po Mszy idę z Elą i Gosią przygotować śniadanie. Robimy jajecznicę z kiełbasą przywiezioną z Polski i naleśniki. Po śniadaniu idziemy zobaczyć jak wygląda szkolenie pszczelarskie. Prowadzą je osoby z organizacji MyFarm działającej w ramach norweskiego programu AfricaStartup. W szkoleniu biorą udział ludzie z Kunkujang oraz 4 osoby z Hiszpanii, które przyjechały tu na dwa tygodnie. Na spotkaniach uczą się jak dzięki hodowli pszczół można zarobić i rozkręcić swój własny biznes, co może się przyczynić do ich lepszej przyszłości. Prowadzący bardzo serdecznie nas witają i dołączają do grup, w których uczestnicy tworzą plany działania. Staramy się słuchać i nadążać za wszystkim co mówią. Jeden przedstawiciel z każdej grupy  przedstawia plan. Później jest krótka przerwa, podczas której rozmawiamy z kilkoma mieszkańcami wioski. Po przerwie jest czas na „gry biznesowe”. Tak naprawdę są to po prostu gry planszowe podobne do Monopoly, gdzie trzeba inwestować i kupować produkty spożywcze i zwierzęta. Po skończonych grach idziemy na obiad – kaszę z rybą i warzywami. Później idę z Elą i Gosią upiec ciasto dla Maćka na jego urodziny. Robimy ciasto cytrynowo-kakaowe z kawałkami mango. Nawet w miarę szybko nam to idzie, mimo że nie mamy miksera i ubijamy jajka ręcznie. Jednak gdy wlewamy gotową masę do formy, okazuje się, że jest jej za mało i musimy dorobić jeszcze drugą porcję ciasta. Kiedy w końcu wstawiamy je do piekarnika, jest parę minut przed 16:00, czyli czas, żeby iść do oratorium. Reszta, w czasie gdy my piekłyśmy ciasto, poszła rozmontować starą, zniszczoną trampolinę z placu zabaw. Do oratorium dzisiaj zabieramy kartki, żeby nauczyć dzieci robić samolociki z papieru. Większość dzieci nie radzi sobie ze składaniem kartek więc musimy im pomagać albo wręcz robić wszystko od początku do końca za nie. Jednak gdy każde dziecko dostaje już swój własny samolot, bardzo się cieszą i zaczynają zabawę. Niektóre bawią się samolocikami do samego końca rzucając w nas albo różne losowe miejsca, w których kartki zostają, bo nie ma jak ich sięgnąć. I w ten sposób parę samolocików wylądowało na dachu przedszkola czy na wiatrakach pod sufitem. O 17:30 zbieramy się z dziećmi na tańce. Później jeszcze chwilę bawimy się z nimi na placu zabaw. Po oratorium idziemy przez wioskę odmawiając różaniec, tym razem jest dużo więcej ludzi, bo dołączyli kandydaci do bierzmowania. Dwie dziesiątki odmawiane są w lokalnym języku. Później wracamy do domu salezjanów gdzie już czeka na nas kolacja – ziemniaki zapiekane w ziołach i ryba. Jeszcze tylko odmawiamy razem nieszpory po angielsku i zaczynamy jeść. Czekamy aż wszyscy skończą, żeby przynieść ciasto urodzinowe. Nie mamy typowych świeczek do tortów, więc Ela niesie ciasto a ja z Gosią niesiemy zwykłe świeczki w rękach. Śpiewamy różne wersje „sto lat” i świętujemy przez chwilę, po czym wracamy do pokoi już tylko spać. (Weronika)