Animatorzy budzą nas o 5:12 ( na początku nie wiem, po co, ale uświadamiam sobie, gdy widzę tempo ich kąpieli), podczas gdy wyjazd jest zaplanowany na 6:30. Od samej pobudki słychać modlitwy z lokalnych meczetów. Ogarniamy poranną toaletę, na ile pozwalają na to warunki. O tejże godzinie wiemy, że nie wyjedziemy o czasie😐. Trwa pakowanie autobusu. Panowie kierowcy ładują bagażnik na dachu. Rivaldo z kilkoma innymi chłopakami wywalają z 1 piętra na dół maty, na których spaliśmy. Też nie wiem po co🤷. Udaje się odpalić wóz. Wsiadamy. Są małe problemy z usadowieniem się na miejsca, lecz finalnie każdy znajduje siedzenie. Wyjeżdżamy z ośrodka salezjanów w Dakarze i zmierzamy do Gambii. Chwilę po odjeździe kierowca myli drogę i przez chwilę jedziemy przez małe dakarskie uliczki. Wszędzie jest brudno i śmierdzi. Dużo osób modli się na muzułmańskim różańcu (nigdy nie mogę zapamiętać jego nazwy), a jeden mężczyzna studiuje fragment Koranu. W końcu dojeżdżamy do autostrady i wyjeżdżamy z miasta. Nagle łapie nas korek. Rozmawiam sobie z księdzem Jerzym, Elą i Maćkiem. Trochę się modlę, trochę próbuję się przespać. Zatrzymujemy się za bramkami na toaletę. Ksiądz Peace wysiadł jeszcze przed bramkami. Chcę zrobić zdjęcie ogromnego zakładu przemysłowego, ale światło i jakość są tragiczne. Zza chmur wychodzi słońce. Kiedy każdy już skorzystał ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez ładne i majestatyczne senegalskie równiny. W jakimś mieście nasz kierowca zarysował czyjaś taksówkę i sobie stoimy. Dziewczyny idą do toalety, my załatwiamy sprawę z taksówkarzem, odjeżdżamy kawałek w oczekiwaniu na dziewczyny, te przychodzą i ruszamy. Kubę łapie rozwolnienie więc stajemy, czekamy na niego i kontynuujemy podróż. Po kolejnych połaciach senegalskich równin płacimy na kolejnej bramce i wjeżdżamy na wielki, garbaty most, za którym się zatrzymujemy na rozruch i zdjęcia. Jak się dowiadujemy most wybudowali Chińczycy i nasi imię Nelsona Mandeli . Po tym jedziemy dalej. Dostajemy informacje, że jeszcze 2 godziny do granicy z Gambią. Dalej próbuję przysnąć, ale brak oparcia dla głowy nie pozwala mi odejść do krainy Morfeusza. Zatrzymujemy się po 2 godzinach na stacji benzynowej , aby zatankować. W przeliczeniu litr naszego paliwa kosztował 5 zł. Dzięki powiadomieniu na telefon wiem już, że jesteśmy niedaleko granicy, pod którą podjeżdżamy po kilku minutach. Kupuje sobie cole za 50 dalasi i nerkowce za 100. Odprawa po senegalskiej stronie przebiega szybko i sprawnie, czego nie można powiedzieć o stronie gambijskiej, gdzie najpierw ta sama pani co przy wjeździe do Senegalu nas zarejestrowała, a następnie w pokoju obok sprawdzają nam paszporty. Będąc w rejestracji kilka razy mamy zmieniać swoje stanowisko, bo raz mówią, że możemy od razu do paszportów, a raz że musimy się rejestrować. W pewnym momencie w rozmowie uczestniczy ksiądz, pani zza biurka, pan siedzący obok pani zza biurka, Krzychu Mendy i nasz kierowca. Finalnie przechodzimy przez kontrolę i jedziemy w kierunku portu. Cena za bilet od osoby wynosi 35 dalasi. Oczekujemy na prom. Podpływa. Wchodzimy na pokład. Chwilę jeszcze czekamy. Płyniemy. Rejs mija szybko i sprawnie. W porcie wsiadamy do autobusu i czekamy na opuszczenie bramy. Ksiądz Peace obwieszcza, że teraz jedziemy do nigeryjskiej restauracji, ponieważ w Kunkujang nie ma wystarczająco jedzenia dla animatorów. Mówi też, że wieczorem będzie spotkanie dla animatorów, ale ostatecznie decyduje się na spotkanie komitetów. Których nie ma🤷. Dojeżdżamy do restauracji, gdzie animatorzy i ksiądz Peace zamawiają sobie posiłek, a my z księdzem Jerzym kupujemy sobie po napoju (ja kupuję lokalny sok z banana. Jest dobry🙃). Rozmawiamy sobie o organizacji (a raczej jej braku) w gambijskim oratorium. Gdy wszyscy już zjedli lub wzięli sobie resztę posiłku na wynos, Ela i Wera przez chwilę mają problemy trawienne, po czym przychodzą do autobusu i ruszamy do Kunkujang. Na chwilę włączam sobie grę i przegrywam rundę. Po godzinie dojeżdżamy do Kunkujang. Wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni. 13 godzin podróży dało nam się mocno we znaki. Żegnamy się z animatorami, odstawiamy bagaże w pokoju, jemy kolację. Na kolacji Maciek robi dziewczynom kleik ryżowy i herbatę, po czym idziemy im je zanieść. (Krzysztof)
DZIENNIK
- SERDECZNE DZIĘKOWANIE
- TRUDNA HISTORIA
- RAZEM Z MARYJĄ
- RADOŚĆ OCEANU
- ZAJĘCIA NA HOLIDAY CAMPIE
- DZIEŃ PEŁEN WRAŻEŃ
- NIEDZIELNE ŚWIĘTOWANIE
- DZIEŃ FINAŁU
- UCZYMY I BAWIMY
- ZAANGAŻOWANIE DLA DZIECI
- UCZYMY I SIĘ BAWIMY
- JESTEŚMY DLA DZIECI
- ZACZYNAMY HC
- NIEDZIELNE RADOŚCI
- SIOSTRY OD ŚWIĘTEJ
- AFRYKAŃSKIE URODZINY
- RAZEM Z ANIMATORAMI
- ZAPRZYJAŹNIAMY SIĘ
- ZAKOŃCZENIE SZKOŁY
- W TYM CUDOWNYM MIEJSCU
- NIEDZIELNE ŚWIĘTOWANIE
- WŚRÓD MAŁP
- PRZYGOTOWUJĄC HOLIDAY CAMP
- PRĄD, FARMA I DESZCZ
- KIEDY BUDZĄ NAS PTAKI
- PIERWSZE KROKI I WURRAY
- WROCŁAW KIERUNEK GAMBIA
- PROJEKT GAMBIA 2024
- OSTATNI DZIEŃ
- ZMĘCZENI ZADOWOLENI