Mamy poniedziałek. Wracamy zatem po chwili weekendowego wypoczynku do obowiązków na Summer Campie. Zaczynamy standardowo Mszą, po której od razu są modlitwy poranne. Wciąż z pustymi żołądkami idziemy na niegotowe jeszcze śniadanie. Bułka to jak zawsze jego podstawa, a to, co jest w bułce to farsz zrobiony z cebuli i innych warzyw, przyprawiony na ostro. Niektórzy wolą jednak klasyczny smak czekolady. Morning Assembly przypadło dziś do poprowadzenia Mi, Krzysiowi i Maciejowi. Krzysiu odczytuje zatem Słowo Boże odpowiadające dzisiejszemu tematowi dnia jakim jest „Cierpliwość”, a potem następuje krótka modlitwa, którą prowadzę ja. Po kilku słowach od fr. Peace’a ruszamy na lekcje do sal, a ja przywdziewam nową opaskę w kolorze żółtym, ze względu na zmianę grupy, która była konieczna. Lekcje odbywają się normalnie, z tą zmianą, że dwójka wolontariuszy z Hiszpanii przejęła naukę przedmiotu science. Do klas przybyło dziś trochę dzieci, co niestety nieco potęguje hałas rozmów podczas zajęć, ale Krzysiu i Maciej niezłomnie starają się wbić do głów dzieciakom liczby ujemne i kolejność działań, która dalej zdaje się być dla nich czarną magią. Czas lekcji kończy się przerwą na tańce. Dziś jednak nie ma tańców integracyjnych, jest za to konkurs taneczny, w którym każda grupa wyznacza swojego reprezentanta. Na początku występują chłopcy, potem dziewczyny, a potem znów chłopcy tylko, że starsi. Zwycięzca jest wyłaniany drogą eliminacji (ostatecznie wolontariusze z Hiszpanii wybierają kogo wyeliminować). Rywalizacji nie udaje się dziś dokończyć, więc zapada decyzja o dokończeniu jej jutro, a teraz (po odmówieniu szybko modlitwy Anioł Pański) mamy udać się na spotkania w grupach. Jednak ja, Weronika i Gosia wraz z księdzem mamy bojowe zadanie dokończenia malowania księdza Bosco. Wykonanie tego zadania zajmuje nam cały czas pracy w grupach, jednak to poświęcenie jest warte ostatecznego efektu. Gdy wracamy wciąż nie ma obiadu, a jest już po godzinie 13:00. Ryż z sosem z okry (czyli dzisiejszy obiad) wreszcie jest już gotowy i rozdawany już po kolei grupom. Gry zespołowe nieco się dzisiaj przesuwają właśnie ze względu na obiadowe opóźnienie. Moja drużyna rywalizuje dzisiaj w grze w krzesełka i zgadywanie swoich imion (tutaj można by bardziej opisać zasady, ale w skrócie chodzi o to, że z każdej drużyny jedna osoba wychyla się znad prześcieradła i należy nawzajem zgadnąć swoje imię). Po niezbyt dobrym dla mojej drużyny rezultacie w krzesełkach przychodzi czas na skillsy. Idę więc razem z Krzysiem i Maciejem do sali informatycznej prowadzić computer skills. Po pół godziny skillsów wracamy na zakończenie dnia. Podczas niego przedstawieni zostają m.in. hiszpańscy wolontariusze i ogłoszona punktacja za dzisiaj. Ruszamy teraz na nieco za długie podsumowanie dnia, na którym każdy animator mógł wypowiedzieć swoje uwagi dotyczące organizacji Summer Campu (było ich dość sporo, co mocno przedłużyło spotkanie). Zmęczeni dniem idziemy odpocząć do domu księży lub do pokoi. O 18:30 czeka nas różaniec wyruszający z oratorium do jednego z domów. Na jego zakończeniu, po raz kolejny dziś zostaje poruszona kwestia jutrzejszej uroczystości 25. lat kapłaństwa fr. Carlosa I. Kolacja jak zwykle ma miejsce o 19:30 (jeszcze przed nią odmawiamy nieszpory). Po zjedzeniu makaronu z cebulą i kurczaka siedzimy około godziny u księży, a potem wracamy do pokoi, by się wyspać w tę przedostatnią noc w Gambii. (Kuba)