To dziś właśnie jest pierwszy dzień Summer Campu, więc wszyscy z nadzieją, że jakoś go przetrwamy wstajemy na Mszę, która odbywa się w kaplicy o godzinie 7:30, odprawia ją fr. Peace. Kończy się ona śpiewem „Happy Birthday” i szczególnym błogosławieństwem dla Gosi, która kończy dziś 18 lat. Po zakończeniu mszy Ela prosi nas byśmy poszukali w magazynach zeszytów i długopisów dla dzieci na lekcje. Nie okazuje się to być wcale przyjemnym zadaniem ze względu na latające  wszędzie nietoperze, które upodobały sobie spanie i mieszkanie w tychże magazynach (jak wiadomo nietoperze boją się nieco niespodziewanych gości, więc gdy weszliśmy to wybuchła niemała panika), jednak ostatecznie przynosimy cały karton zeszytów i trochę długopisów i idziemy zjeść śniadanie. Zastajemy już tylko bułki z masłem, bowiem te smaczniejsze, z czekoladą rozeszły się zapewne dużo wcześniej z prędkością światła. Każdy dzień Summer Campu zaczyna się oficjalnie od „Morning Assembly”. Dziś oczywiście nie było inaczej. Oprócz przywitania, kilku słów i zabaw na pobudzenie wybrzmiewa także kolejne „Happy Birthday”, tym razem jednak dużo głośniejsze dzięki zawsze pełnym energii dzieciakom. Następuje teraz przydzielenie dzieci do sal gdzie zaraz odbędą się lekcje według planu (są 4 grupy połączonych ze sobą różnych roczników). Ja choć nauczycielem nie jestem poszedłem obserwować lekcje Krzyśka i Macieja i pomóc im ewentualnie (w czym jednak zastąpił mnie całkowicie Benjamin), którzy uczyli matematyki klasy 4-6, a następnie 7-9 (w tym roku nauczycieli jest tylko kilku, z tego powodu niektórzy mają po 2, a nawet 3 klasy do nauki). Weronika i Gosia zdecydowały się na pójście do przedszkola. Po lekcjach angielskiego, matematyki i moral education albo science dzieci zostają przydzielone do 6. grup utworzonych z animatorów na wczorajszym spotkaniu. Moja grupa wybrała sobie na patrona św. Kizito i z jego imieniem ułożyła na spotkaniu w grupach slogan i piosenkę. Dzieci bardzo szybko je podchwytują i po chwili cała sala krzyczy najgłośniej jak tylko potrafi „Saint Kizito…”. Zbieramy się teraz na przerwę taneczną, która zwykle jest po lekcjach, ale dziś wyjątkowo odbywa się po spotkaniach w grupach. Na obiad będzie dziś ryż i ryba, my nie jesteśmy jednak tym faktem specjalnie zachwyceni, więc postanawiamy pójść do domu księży i coś przegryźć zamiast tego co jest do jedzenia na Summer Campie. Wracamy na kolejny punkt programu, który odbywa się w oratorium, a są to gry. Na dzisiaj zaplanowano m.in. grę w krzesełka, w kopanie piłki pod nogami swojej drużyny ustawionej w rzędzie. Podczas gier było dużo emocji, nie tylko okazywanych przez dzieciaki, ale także przez animatorów szczerze przejętych wynikiem gry i przewrażliwionych na punkcie oszukiwania (właściwie to dzisiaj gry jeszcze nie były nawet na punkty). Gry kończą się i przychodzi czas na skillsy. Dzieci mają teraz pójść w wyznaczone miejsca by zapisać się na tylko jedne zajęcia ze skillsów, jedne na które będą chodzić już przez cały Summer Camp. Zatem to co robimy dziś na skillsach to tylko spisanie listy uczestników. Schodzimy się na trybunach w oratorium, gdzie jest zakończenie dnia. Ela mówi krótkie słówko, ponownie śpiewamy Gosi „Happy Birthday”, jest także kilka ogłoszeń dotyczących kolejnych dni. Na pytanie o to czy się dzisiaj dzieciom podobało odpowiedzią jest jednogłośnie „Yes!”. Po modlitwie i rozejściu się dzieci do domów, siadamy na około pół godziny w gronie animatorów by przedyskutować dzień i wypowiedzieć swoje uwagi. Generalnie większych uwag i problemów nie dostrzegliśmy. Nareszcie mamy chwilę wytchnienia, niektórzy z nas idą do pokojów, a reszta do domu salezjanów. Właściwie do około 18:45 nie robimy zbyt wiele, o wspomnianej godzinie odmawiamy różaniec, w trakcie którego Ela i Maciej pracują w kuchni nad przygotowaniem jedzenia na wieczorną imprezę. Zjadamy kolację, czyli makaron z pokrojoną parówką i kurczakiem. Zaraz po niej czas już iść do oratorium, gdzie czeka już część animatorów i świętować. Zabawa zaczyna się od wniesienia tortu i uroczystych śpiewów po kolei „Happy Birthday” i „Sto lat”. Gosia zdmuchuje świeczkę i zostaje nakarmiona jako solenizantka, a następnie kroi tort. Gdy wszyscy zjedzą uroczyście wznosimy toast (oczywiście alkohol w symbolicznej ilości piją tylko Ci, którzy skończyli 18 lat, reszta musi docenić wytrawny smak coca coli). Trzeba wreszcie trochę potańczyć, bo co to za impreza bez tańca. Tańczymy Belgijkę i Skrzypka, a potem animatorzy zapodają swoje rytmy i prezentują nam swój sposób tańca, który poniekąd staramy się naśladować. Całość kończy się po godzinie 23:00. Ja jednak wychodzę trochę wcześniej podobnie jak Maciej i Krzysiek (Gosia i Weronika zostają chyba do końca) z powodu zmęczenia. Jutro kolejny dzień Summer Campu, więc wypadałoby się wyspać i mieć na niego siły. (Jakub)