Wstajemy o 7 rano. Idziemy na pierwszą na wyjeździe Mszę Świętą. Msza różni się od naszych mimo, że rytuały są takie same. Idziemy zjeść śniadanie, a po zjedzeniu mamy udać się do miasta. Aczkolwiek okazuje się, że coś w aucie jest zepsute i musimy poczekać. W czasie oczekiwania wraz z Maćkiem idziemy grać na gitarze i śpiewać piosenki. Czas leci nam bardzo szybko i po chwili wołają nas na obiad. Obiad podobnie jak dzień wcześniej jest ostry, ale wszyscy jesteśmy głodni więc jemy go ze smakiem. Myjemy naczynia, a potem jedziemy do miasta. Największą atrakcją jest jechanie na pace pickupa. W niektórych momentach jedziemy dosyć szybko i wtedy bardzo w nas wieje wiatr. Widzimy bardzo dziwne zjawiska. Mnóstwo śmieci lub gruzu przy drodze to bardzo częsty widok. Dodatkowo po ulicach czasami idą osły lub krowy często z przyczepą. Dojeżdżamy na miejsce i widzimy targ rzeczy tradycyjnych. Targ wygląda bardzo unikatowo. Wiele ludzi robi przedmioty z drewna na ziemi albo rozmawia z innymi sprzedawcami. Jesteśmy praktycznie jedynymi klientami na całym targowisku. Dochodzimy do straganu znajomego księdza Jerzego i rozpoczyna się rozmowa pomiędzy nimi dotycząca większego zakupu dla sklepiku misyjnego SWM Wrocław. My w tym czasie robimy rekonesans miejsca. Natalie zaczepia jeden sprzedawca i pyta czy nie chce by z nim zagrać w miejscową grę. Ta gra nazywa się ,,wurray’ i polega na zebraniu jak największej ilości dużych nasion. Oglądamy rozgrywkę i poznajemy zasady tej gry. Opuszczamy targowisko. Zwracam uwagę jak grupa lokalsów delektuje sie kurczakiem z ryżem jedząc z jednej wielkiej miski. Wszyscy jedzą niezbyt czystymi rękoma. Zauważają nas i zaczynają do nas wołać czy nie chcemy się do nich przyłączyć. Aczkolwiek my idziemy wymienić pieniądze. Lokal jest dosyć mały i jest nie zbyt czysty. Na podłodze leży stary czajnik. Za 1 dalasi płacimy 0,0135 euro. Wracamy do wioski i niemal od razu idziemy do oratorium zajmować się dziećmi. Ja gram w koszykówkę, Maciej w siatkówkę, a dziewczyny z najmniejszymi dziećmi bawią się na placu zabaw. Czas mija bardzo szybko, aż zaczyna padać silny deszcz. Większość dzieci ignoruje go ale niektóre rezygnują ze swoich zajęć i ukrywają się pod dachem. Wciąż pada deszcz i rozpoczyna się różaniec. Modlimy się po czym ksiądz Carlos opowiada anegdotę. Po różańcu wracamy się przebrać bo jesteśmy cali przemoczeni i idziemy na kolację. Odmawiamy nieszpory. Kolacja podobnie jak obiad jest ostrym posiłkiem. Spagetti z sosem pomidorowym smakuje nam bardzo. Teraz po zakończeniu koalicji siedzę i opisuje to co się działo, a dziewczyny grają w ,,wurray'” – grę co poznały na targowisku. (Maciek K.)