Dzień zaczynamy, jak zwykle, od porannej Mszy Świętej. Po czym udajemy się na śniadanie, na które smażymy naleśniki. Później czeka nas czyszczenie z rdzy placu zabaw. Zabieramy ze sobą papier ścierny, rękawiczki i szczotki druciane przywiezione z Polski. Kiedy zaczynamy od razu widzimy, że nasze zadanie nie będzie wcale tak trywialne, jak nam się z początku wydawało. Rdza ciężko schodzi, a panujący skwar nie ułatwia zadania. Po paru godzinach jesteśmy już zupełnie wykończeni. Jednak w chwili, gdy pragniemy opuścić plac zabaw, okazuje się, że nie możemy go zamknąć. Kłódka, która wcześniej była na bramce, zniknęła. Parę razy dokładnie przeszukujemy teren, żeby ją odnaleźć. Zaglądamy pod karuzelę i na zjeżdżalnię, ale po kłódce nie ma ani śladu. W końcu okazuje się, że po prostu Ksiądz zamknął nią inną furtkę. Wracamy więc, aby odpocząć, napić się zimnych napoi i zjeść obiad. Dostajemy kaszę polaną 'domodą’ czyli sosem zrobionym z orzechów. Gdy tylko zjemy z powrotem wracamy, aby dokończyć nasze zadanie z placem zabaw. Łatwo się nie poddajemy i w końcu rdza powoli zaczyna ustępować. Trzemy z całych sił, drąc przy tym nie tylko papier, ale i własną skórę. W końcu po wielu trudach i mękach i w pocie czoła udaje nam się wytrzeć z placu zabaw całą rdzę. Kiedy wychodzimy, jesteśmy w stanie euforii, że udało nam się tyle zrobić. Idziemy do pokoi, aby zrobić pranie. Pytam się Maćka o której jest kolacja. Razem z Weroniką pomagamy przy jej przygotowaniu. Wychodzi bardzo smaczna i daje nam dużo sił potrzebnych na kolejny dzień pełen pracy. Po posiłku robimy podsumowanie dnia, po czym udajemy się do pokoi. W trakcie powrotu zaczyna padać deszcz. Moje pranie moknie i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Po tak męczącym dniu wszyscy idziemy spać. (Gosia)