Budzę się o godzinie 6.00. Jak na to, że tej nocy spałam jedynie na cienkim materacu, na ziemi, czuję się całkiem wypoczęta. Ubieram się po czym idę na Mszę Świętą. Na początku Eucharystii psuje się mikrofon. Pisk jaki wydaje jest nie do wytrzymania, dzwoni w uszach i bardzo przeszkadza. Na szczęście już na kazaniu udaje się zdobyć nowe urządzenie. Potem idziemy na śniadanie. Dostajemy pyszne bagietki z kremem czekoladowym i kawę z mlekiem. Kiedy kończymy jeść, jesteśmy zaproszeni do sali na konferencję. Ciężko jest nam się skupić bo większość rzeczy jest mówione po francusku. Najbardziej podobają nam się tańce i śpiewy w połowie spotkania. Po wyjściu z sali dostajemy opakowania ciastek, poprawia mi to nastrój po konferencji. Kiedy idę razem z Weroniką napełnić butelkę z wodą, dołącza do nas mały chłopiec ze swoim napojem. Próbujemy z nim rozmawiać, ale nie rozumie co mówimy, uśmiecha się do nas tylko. Po krótkiej przerwie idziemy na adorację. Śpiewamy, klaszczemy i tańczymy dla Boga. Po wyjściu z kościoła, czekamy na obiad. Czas w Senegalu jest bardzo elastyczny, siedzimy cierpliwie przy stole, przez prawie godzinę. Ostatecznie dostajemy ostrą kaszę z baraniną. Tutaj, w szkole prowadzonej przez salezjanów jest przeszło 200 uczniów z tego tylko 40 jest chrześcijanami. Są tu trzy grupy: podstawówka, liceum i technikum stolarskie. Dyrektorem szkoły jest misjonarz z Hiszpani o imieniu Antonii, pracował on wcześniej w sześciu krajach. Po za nim jest tu jeszcze czterech innych salezjanów. Kiedy obiad dobiega końca udajemy się na kolejne spotkanie z animatorami. Podczas którego jesteśmy przydzieleni do małych grupek, na których mamy odpowiedzieć na ważne pytania. Kiedy kończymy efekt naszej pracy zostaje przedstawiony na forum. Po grupkach wszyscy zbierają się, aby rozegrać mecz piłki nożnej i koszykówki. Nie jestem zbytnio chętna, żeby grać z resztą, więc postanawiam poszukać sobie innego zajęcia. Kiedy tak chodzę praktycznie bez żadnego celu, dostrzegam dwójkę chłopców siedzących na huśtawkach. Podchodzę i zaczynam huśtać jednego z nich. Cieszy się z tego i za nim się obejrzę już otacza mnie dziesięciu małych chłopców. Mówią do mnie jeden przez drugiego, śmieją się i huśtają na huśtawkach. Kiedy ich opuszczam udaje mi się zdążyć na  końcówkę meczu. Potem Ela wyjmuje gitarę, próbuję tańczyć do piosenki, ale nie pamiętam kroków i ostatecznie Weronika mi pomaga. Wielu animatorów dołącza się do nas.  Po skończonych rozgrywkach idziemy się umyć. Siadamy na krzesłach i czekamy na film. Już na początku seansu czuje, że oczy same mi się zamykają. Wracam do pokoju i od razu zasypiam. (Gosia)