Nasz kolejny dzień w Afryce zaczyna się tak jak zwykle: śniadaniem i Mszą. Później idziemy na boisko, gdzie odbywa się szkolny mecz. Dziś przedostatni dzień szkoły i oprócz uroczystej Mszy, która odbywa się w kościele jest zaplanowana cała uroczystość. W meczu piłki nożnej uczestniczą 4 drużyny. Dwie męskie i dwie żeńskie. Szkoła przygotowała niespodziankę i każda drużyna ma koszulki z twarzą wolontariuszy i napisem za co im dziękują. Zaczynają drużyny dziewczyn. Jedna z nich ma nadrukowane zdjęcia Asi, a druga Gabi – dwóch wolontariuszek, które przyjechały tu na ponad pół roku. Dziewczyny są zaskoczone i trochę im głupio, że wszyscy noszą koszulki z nimi (my też dostaliśmy), ale w Gambii to normalne i w końcu dziewczyny wkręcają się w mecz i kibicują każda swojej drużynie. Potem przychodzi kolej na drużyny męskie. Drużyna ze zdjęciem księdza Piotra walczy z drużyną księdza Jerzego.  Wygrywa, choć młodsza bo  z klas VIII drużyna księdza Jerzego. Drużyna przewina składała się z uczniów klas 11. Radości nie ma końca. Po meczu kolej na drugą część uroczystości, która odbywa się w dużej hali. Uczestniczą w niej niemal wszyscy uczniowie, więc pomieszczenie jest zapełnione po brzegi i pomimo działających wiatraków robi się bardzo duszno. Na początku jest modlitwa, potem przedstawienie, przemówienia dyrektorów szkół i przewodniczącego rady rodziców. Są również piosenki, scenki i wiele innych rzeczy. Całość kończy się bardzo późno, tuż przed oratorium. Jemy obiad i oglądamy film, żeby trochę odpocząć.  Na oratorium przychodzimy spóźnieni. Dziś dzieci jest mnóstwo, a brakuje animatorów. Plac zabaw jest zamknięty, więc dzieci huśtają się na przewróconych bramkach, w końcu tak bawiły się jeszcze zanim plac zabaw został wybudowany. Jednak gdy go otwieramy większość dzieci rzuca się, by się pobawić.  Gdy byłam tu jeszcze 2 lata temu, nie było ani oratorium, ani placu zabaw. Dzieci chodziły po wiosce, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, same zapełniając sobie wolny czas. Salezjanie dużo zmienili i udało im się zaangażować w to ludzi. Ksiądz Piotr powiedział kiedyś, że ważne jest żeby nie robić wszystkiego dla nich, ale robić z nimi. Patrząc na lokalnych animatorów, którzy poświęcają swój czas i to jak wiele osób chce im pomagać widzę, że odniosło to sukces. Ksiądz Piotr wyjeżdża już niedługo i wszystkim będzie go brakować, ale to co tu zdziałał razem z resztą salezjan, wolontariuszy i ludzi wspomagających w różny sposób misje, pozostanie. Wczoraj rozmawiałam z przewodnikiem na Kunta Kinteah o szkole. Mówił, jak dużo kosztuje i rodziców stać tylko na posłanie 1- 2 dzieci do szkoły, a nie wszystkie z nich przechodzą przez cały proces edukacji, bo im wyższa klasa, tym więcej kosztuje. Ale i tak zmieniło się na lepsze, bo kiedyś panował tu przesąd, że jeśli pójdzie się do szkoły, zostanie się chrześcijaninem, więc muzułmańskie rodziny nie chciały posyłać tam dzieci. W Kunkujang Mariama udało się stworzyć katolicką szkołę, która nie tylko jest darmowa, ale również jest otwarta na muzułmanów. Na oratorium również mile widziani są wszyscy.  Na oratorium jak zwykle dużo się dzieje. Bawimy się z dziećmi na różne sposoby, tańczymy, gramy w piłkę, oglądamy bajki. Potem jest różaniec, a następnie wracamy na kolację i idziemy spać. Dominika Szwabowicz