I dopadły nas, na szczęście lekkie, trawienne problemy. Każdy coś, ale tak, że funkcjonowanie w ciągu dnia mogło się odbywać normalnie. Mimo wszystko rozpoczynamy dzień śniadaniem. Kawa, woda, chleb plus ku naszemu zaskoczeniu jajecznica. Choć wysmażona i wysuszona na wiór to jej smak nas urzeka. Na zakończenie posiłku w modlitwie dziękujemy także Bogu za to, że wczoraj ktoś przyniósł jajka na ofiarowanie w czasie Mszy. Takie dobrodziejstwo. Za oknem daje się już słyszeć dźwięki integracyjnych tańców. To znak, że rozpoczyna się kolejny dzień Holiday Camp. Schodzimy. Przychodzące dzieci i młodzież spontanicznie włączają się do wspólnej zabawy. Kilka minut przed godziną 9.00 jeden z animatorów, przez mikrofon, zaprasza, aby wszyscy ustawili się. Tak jak zawsze w dwunastu długich rzędach porządkuje się cały Camp. Zaczyna się śpiew. Na klawiszach gra Jerry, przy perkusji inny animator, śpiewa Princes. To wystarczy, aby wszystkich 700 uczestników klaskało, śpiewało i było uśmiechniętymi. Potem jest modlitwa. Prowadzi ją ks. Raphael. Krótko. Znak krzyża, Ojcze nasz, Zdrowaś. Po niej następują ogłoszenia, ważne informacje na dziś, ale także na następne dni. Konieczne jest to do sprawnego przebiegu wypoczynku. Zaraz po wszyscy rozchodzą się do klas. Będą jak zawsze lekcje, dwie godziny. Po nich zajęcia rozwijające talenty. Trzeba przyznać, że tutejsze dzieci i młodzież mają ich bardzo wiele. Cieszy to, że mają możliwość się w nich realizować. Robótki ręczne, taniec, informatyka, gry na instrumentach to tylko niektóre z nich. Jedna z dziewczynek podchodzi do nas, aby pochwalić się swoją pracą. Zakłada na głowę dopiero co zrobioną na szydełku wielobarwną czapkę. Ile jest w tym radości. Chwalimy ją za to i podkreślamy, że to piękna rzecz. Kiedy dzieci są na zajęciach rozpoczynamy przygotowywanie obiadu. Przyniesione pod wiatę, główne miejsce spotkań, wielkie miski ugotowanego ryżu (125 kg), w gronie animatorów nakładamy do misek. Świadomość, że ich zawartość stanie się już za chwilę, przyczyną uśmiechu każdego dziecka daje nam zapał w tym monotonnym zajęciu. Na ryżu po naszej pracy, panie gotujące nałożą jeszcze sos. Będzie zapewne pikantny, tak jak codziennie z małym kawałkiem jakiegoś mięsa. Przychodzi pora naszego obiadu. Jemy podobnie w jadalni salezjanów. Na dzisiejsze popołudnie mamy zaplanowany udział we Mszy w domu sióstr św. Matki Teresy z Kalkuty. Do centrum Monrovi jedziemy autem z szoferem, którego przysłały siostry. Ksiądz Jerzy w zastępstwie za ks. Salmona będzie sprawował dla niech Eucharystię. Po dotarciu udajemy się do kaplicy. Na drugim piętrze od ulicy jest miejsce modlitwy. Zza okien słychać niekończący się, głośny hałas. Główna ulica Monrovi to huk samochodów, klaksony, głosy ludzi. Jak tu się modlić? Gdzie jest cisza i gdzie jakieś przynajmniej minimalne skupienie ? W środku kaplicy na podłodze maty, nie ma krzeseł. Siadamy, siostry na małych taborecikach. Wszyscy na boso. Także przewodniczący Mszy ks. Jerzy nie ma butów. Msza sprawowana jest w dwóch językach polskim i angielskim daje wszystkim doskonała okazję to zawierzenia Jezusowi wszystkiego. W naszych modlitwach pamiętamy o siostrach i o ich ciężkiej pracy, a także polecamy wolontariuszki Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego z Wrocławia pracujące obecnie w liczbie czterech w Etiopii. Po Mszy jeszcze krótka rozmowa z siostrami. Pytamy i ich przygotowania do bycia siostrą. Wszystko trwa prawie 10 lat. Od postulatu do junioratu i do złożenia ślubów wieczystych. Rozstajemy się z uśmiechami na twarzach umawiając się jednocześnie na jutrzejszą Mszę. Po przyjechaniu do Centrym DON BOSCO widzimy siedzący jeszcze w kole wraz z ks. Raphalem animatorów. Trwa podsumowanie dnia i planowanie na jutro. Jak zawsze jest bardzo dynamicznie. Wielu się wypowiada, podejmowane są decyzje i zmiany polepszające Holiday Camp. Jest godzina 20.00, a dzisiaj jak nigdy dotąd pojawiają się problemy z prądem. Mimo że tzw. ulica nie ma go już od dobrych kilku dni, to my dzięki generatorowi prądu możemy cieszyć się jego dobrodziejstwem. Dzisiaj jednak jest inaczej. Jak się okaże jakieś zwarcie powoduje jego przerwy. Na szczęście Uve, wolontariusz z Niemiec, zaradza problemowi szybko odkrywając i naprawiając zaistniały defekt. Jemy kolację. Dobre usmażone w oleju palmowych słodkie ziemniaki, a także jajeczna, pikantna dostawka dają nam wiele zadowolenia. Dzień kończymy wspólną modlitwą. Dziękujemy Bogu za to co mamy i prosimy a spokojną i bezpieczną noc. xjb