Dzień od samego rana zapowiada się słonecznie, w porównaniu do poprzednich. Na Eucharystię wstajemy dopiero na godzinę 8:15, ponieważ dziś jest Msza dla szkoły. Jednak pomimo tego spóźniamy się nieco na jej rozpoczęcie. Liturgię sprawuje ks. Carlos I.

Po Mszy i po zjedzeniu śniadania ks. Jerry zarządza spotkanie w naszym gronie, by omówić bieżące sprawy dotyczące naszych odczuć związanych z przebywaniem tu i ewentualnych uwag. Pojawia się również temat wprowadzenia różnych nowych zabaw do oratorium.

Później Teresa z Kamilą decydują się na wyjazd z ks. Peacem, który zmierza na uroczystość pogrzebową, reszta z nas udaje się do pokoi, by odetchnąć przed pracą, która będzie dziś do wykonania i zrobić pranie. Następnie wyruszamy, by ściągnąć siatkę z bramek, które montowaliśmy kilka dni temu. Mamy także zająć się robieniem napisu na Summer Camp, jednak dochodzi do tego, że zapada decyzja o zajęciu się tym następnego dnia.

Czas na obiad. Na obiad jest makaron zapiekany z serem i brokułami. Spędzamy po obiedzie czas nie robiąc nic szczególnego, Ela zaczyna grać na gitarze. Prosi także Chrisa, by nauczył ją modlitw w języku Mandjago (tutejszy język plemienny).

Następnym punktem dnia jest oratorium. Dziś Chris i inni chętni zamiatają boisko, na którym uzbierała się już duża ilość piasku. Ja zmierzam na plac zabaw i zaczynam huśtać dzieci na huśtawce. Jednak nie trwa to długo, zaraz rozkręca się zabawa, w której ja muszę łaskotać dzieci, a one mają przede mną uciekać. Jest to bardzo wymęczająca gra, jednak ja, jak i dzieci bawimy się świetnie.

Teraz muszę chwilę odetchnąć, ale energia dzieci wydaje się być nie do wyczerpania. Wciąż niektóre z nich zaczepiają mnie i próbują na nowo wciągnąć do zabawy. Po jakimś czasie cała gra przemienia się w zabieranie mi, Eli, Gosi i Weronice czapek i uciekanie z nimi. Nie każdy z nas jednak polubił tę grę. Dzieciaki wymyślają także zabawę w aresztowanie nas, polega to na tym, że nas łapią i prowadzą na trybuny obok boiska w oratorium i tam pilnują, a my mamy za zadanie im uciec.

Po tym udaje się na chwile do pokoju, by się napić. Bardzo zmęczyły mnie te wszystkie zabawy. W tym czasie w hali oratorium zaczyna się zabawa z malowaniem i rysowaniem. Bardzo dużo dzieci bierze w niej udział i definitywnie im się podoba.

Jak zwykle po oratorium jest różaniec, prowadzi go Carlos II. Gdy się zbieramy na tę modlitwę, zaczyna padać deszcz. Nie będzie tym razem „różańca chodzonego”, wszyscy siadamy na trybunach i tam się modlimy. Różaniec dobiega końca.

Na kolację są dziś sajgonki. Po szybkiej kolacji ruszamy na kolejne spotkanie animatorów, które poprowadzi ks. Carlos II. Równo na czas jest niewiele osób. Zaczynamy zatem z lekkim opóźnieniem.

Na sam początek Carlos II proponuje pewną zabawną grę. Polega ona na tym, że siedzimy wkoło i jeden z nas pyta wybraną osobę czy ją kocha. Wybrana osoba musi odpowiedzieć: „Yes, I love you so much (imię) but i love (imię) more”. Wówczas osoby siedzące po prawej i lewej stronie osoby, która odpowiadała, muszą zamienić się miejscami z osobami również po prawej i lewej stronie wskazanej przez odpowiadającego osoby. Jest przy tym dużo śmiechu i dobrej zabawy. Przechodzimy teraz do rzeczy bardziej poważnych. Ks. Carlos II omawia profil animatora, czyli to jaki animator powinien być, jak się zachowywać, jaki być w stosunku do dzieci etc. Z pewnością nie ułatwia mu tego inwazja termitów, krążących bez celu wokół lamp i rzutnika, a także przechodząca akurat burza i silny deszcz uderzający w blaszany dach.

W czasie spotkania wpisujemy się też na zajęcia, jakie byśmy chcieli ewentualnie prowadzić podczas Summer Campu. Następnie dzielimy na grupy i omawiamy zadane nam przez Carlosa II zagadnienia. Gdy spotkanie się kończy, nie pozostaje już nic do zrobienia, jak tylko wrócić do pokoi i wyszykować się do spania. Dziękuję więc Bogu za kolejny dzień i kładę się spać. (Kuba)