Z rana budzi nas głośne ryczenie. Wczorajsze nocne polowanie na osła nie udało się najlepiej księdzu Jerzemu i Piotrkowi. Zwierzę okazuje się bardziej uparte niż się spodziewają. Musimy się pospieszyć, żeby zdążyć na poranną mszę o 7.30. Jak zwykle nie jestem w stanie w pełni zrozumieć słów w trakcie nabożeństwa, jednak mogę w nim uczestniczyć.
Podczas kazania ksiądz Piotr opowiada nam historię o radzie diabłów, która spotyka się, aby schować gdzieś całą radość ludzkiego życia.
– Może schowamy je na dnie oceanu? – proponuje pierwszy z nich.
– Nie. Ludzie stworzą wielkie machiny i znajdą radość nawet tak głęboko schowaną.
– W takim razie ukryjmy ją na szczycie najwyższej góry – wychodzi z inicjatywą drugi.
– I tam ludzie ją znajdą, choćby mieli się wspinać tysiące lat.
– No to zakopmy ją na księżycu! – krzyczy uradowany trzeci diabeł.
– Ludzie wynajdą i takie maszyny, które dolecą jeszcze dalej niż księżyc. To bez sensu.
– Już wiem! – zawołał ostatni z nich. – Schowamy je na dnie ludzkiego serca. Ludzie będą tak zaaferowani szukaniem wszędzie wokół, że nawet nie wpadną na pomysł, że radość może ukryta w nich samych.
Ta opowieść towarzyszy mi w ciągu całego dnia. Tak więc później w trakcie śniadania i podczas sprzątania holu przed Summer Campem. Wszystko musi być idealne przed jutrzejszym pierwszym dniem obozu. Z pewną trudnością zamiatamy ogromne pomieszczenie. My robimy to miotłami, inne animatorki zabierają się do roboty twardymi trzcinowymi miotełkami. Oprócz porządku w sali muszą się znaleźć dekoracje. Wycinamy z kolorowych kartek papieru literki tworzące napis „WELCOME TO BOSCO SUMMER CAMP 2021”. Przypinamy je pinezkami do rozstawionego na scenie przez animatorów ozdobnego materiału. Po krótkiej przerwie na obiad Dominika z zapałem godnym podziwu zabiera się do kolejnej edycji malowania płotu za placem zabaw. Zaraz jednak zaczyna lać. Deszcz szybko przeradza się w burzę, która rujnuje nasze plany na wyjazd nad ocean. Kryjemy się razem w domu salezjańskim. Czekamy na różaniec. Niestety pomimo chwilowych przejaśnień deszcz nie przestał padać. Jedziemy na zwyczajowe miejsce zbiórki, nikt jednak nie przyszedł. Zrezygnowani postanawiamy dopiąć na ostatni guzik wszystkie przygotowania do jutrzejszego dnia. Rozpakowujemy świeżo przywiezione z miasta książki do nauki matematyki oraz koszulki dla animatorów. Misję kończymy idealnie na czas. Właśnie zaczyna się kolacja. Jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby długo siedzieć po posiłku. Szybko zbieramy się i wracamy do swoich pokoi. Jeszcze tylko lekko zestresowani rozmyślamy nad tematem naszej pierwszej jutrzejszej lekcji. Tym razem to my wcielimy się w rolę nauczycieli. A jak nam pójdzie? Zobaczymy jutro. Ela Kaczkowska