Kolejny dzień w Afryce rozpoczynamy wcześnie, ponieważ już przed siódmą wstajemy, aby pomóc przy  śniadaniu. Zostaliśmy poproszeni o pomoc w przygotowaniu posiłków dla mężczyzn, którzy tego dnia będą pracować przy budowie muru okalającego teren parafii . Dzięki ogrodzeniu nie będzie możliwości nielegalnego zajmowania tego terenu, co nagminnie zaczęło mieć miejsce.  Dorosłe kobiety już od świtu pracują w kuchni. Tego poranka Ada i Monika dołączają do nich. Zaczynamy od  cebuli, okazuje się to być nieco trudne, ponieważ musimy kroić ją w dłoniach w kostkę, nie używając do tego deski.  Następnie przygotowujemy 63  bułki z masłem i czekoladą. Tutejsza kuchnia mieści się na zewnątrz, jest  to wygodniejsze ze względu na ilość pracujących w niej osób oraz na wysoką temperaturę na dworze. Ogromne garnki wypełnione są świeżymi warzywami, rybami oraz mięsem. W rogu znajduje się ognisko, które umożliwia gotowanie potraw. Kucharki przychodzą do swojej pracy z dziećmi, przy swojej pracy dużo rozmawiają i cieszą się wspólnie spędzonym czasem. Wszystkie nawzajem sobie pomagają w codziennych obowiązkach,  są dla siebie wsparciem.  Ostatnim naszym zadaniem w kuchni jest obranie kwaśnych owoców daahar. Wiadro brązowych i lepkich daahar jest dla nas niełatwym wyzwaniem, pomaga nam siostra Ariet, która cały dzień czuwa nad naszym wspólnym gotowaniem.  Kolejną atrakcją jest czesanie naszych włosów przez gromadkę dziewczyn, które chcą zrobić nam fryzury. Ania, Gosia, Agata, Dominika i Marta po ponad trzech godzinach mają zaplecione  na głowach, typowe dla gambijskich kobiet warkocze. Około 14 zasiadamy do wspólnego obiadu, na podwórku zaczynają zbierać się  mężczyźni, którzy od rana pracowali przy budowie muru. Przychodzą zmęczeni i głodni, ale jednocześnie pełni entuzjazmu. Przyszykowane jedzenie trafia do kilku naczyń dookoła których zasiadają robotnicy.  Po wspólnej pracy, jedzą z jednej miski i głośno rozmawiają, zadziwia nas ich integracja i sposób w jaki mieszkańcy Kunkujang Mariama spędzają czas. Dom parafialny jest cały czas otwarty dla ludzi, praktycznie nigdy nie stoi pusty i dla każdego znajduje się miejsce, jest on miejscem spotkań, pracy ale i zabawy dla wielu osób.  Po obiedzie nadchodzi czas na sobotnie porządki. Wyciągamy wiadra i robimy pranie, aby wywiesić mokre ubrania przed zachodem słońca. Nasza wizyta w Gambii przypada na czas pory deszczowej, co dzisiaj skutkuje burzą i opadami w trakcie  wieczornego różańca drogami wioski. Jedna z parafianek każdego dnia przychodzi z innej wioski, żeby w tym uczestniczyć. Kobieta z trudem porusza się o własnych siłach z powodu swojej choroby, jednak  nie stanowi to dla niej przeszkody aby uczestniczyć we wspólnej modlitwie. Następnie idziemy z dziećmi zobaczyć salę, która będzie ważnym miejscem podczas nadchodzącej półkolonii. Ksiądz Piotr włącza muzykę, wszyscy zaczynają tańczyć pokazując nam kroki swojego układu. Na twarzach najmłodszych widzimy uśmiechy, są one bardzo zadowolone z nowego miejsca w wiosce. Od tej pory będą mogły i  tam spędzać swój czas, jest to dla nich ogromną atrakcja. Kończymy nasz dzień kolacją, którą przygotowała dla nas Teres. Nie mogło zabraknąć świeżego mango, które jemy tutaj w każdym możliwym momencie. Na dworze jest ciemno, pada deszcz i w oddali błyskają pioruny. W ciemności z latarkami wracamy do naszego domu, aby szybko położyć się. Afrykański klimat ciągle jest dla nas wymagający i wyczerpujący. (ao)