Budzimy się wcześnie rano. W planach jest udanie się do filii parafialnych  na dwie Mszę święte. Nasze plany jednak zostaną pokrzyżowane przez nasilający się deszcz. Przed 7 rano pod nasz pokój przychodzi ksiądz i oznajmia, że plany odwołane i zostajemy dzisiaj w wiosce. Ja kładę się ponownie spać, a Maciej zaczyna coś robić na telefonie. Budzę się po dwóch godzinach. Ubieram się i idziemy na śniadanie. Droga do domu księży jest bardzo ciężka. Cała droga została zalana przez wodę deszczową i tym sposobem utworzyła się prawdziwa rzeka. Father Carlos powiedział mi, że tą okresową rzekę nazywają tematycznie ,,Don Bosco River”. Po śniadaniu idziemy w deszczu do dużego kościoła na Mszę. Jest dużo mniej ludzi niż tydzień temu. Father Carlos na początku poprosił wszystkich aby usiedli bliżej by było wszystko lepiej słychać. Chodzi o to, że intensywny deszcz padający na blaszany dach powodował dosyć głośny odgłos. Msza przebiega podobnie  tydzień temu. Piosenki są podobnie jak wtedy skoczne i specyficzne. Tym razem jeszcze pod koniec Mszy żegnamy Christopher’a, który wyjeżdża jutro do nowicjatu do Togo. Po Mszy idziemy do pokoju i chowamy się przed deszczem. Po dłuższym czasie w pokoju, idziemy do księży na obiad. Deszcz się lekko uspokaja więc decydujemy, że jest to dobra okazja by udać się nad ocean. Idziemy do pokoju i szykujemy się. Ja z Maćkiem wracamy do księży i podjeżdżamy na pace po dziewczyny i księdza. Gdy jesteśmy już blisko większej wioski, ksiądz zatrzymuje się i wsiadają do nas dwaj lokalsi. Rozmawiam z nimi o tym co tutaj robimy i o tym skąd jesteśmy. W miasteczku wysiadają i żegnają się. Deszcz lekko kropi ale nie stanowi to problemu. Dojeżdżamy na plażę inna trasą niż ostatnio i okazuje się, że nikt inny nie przyszedł dzisiaj na plażę. Rozbieramy się i idziemy się wykąpać. Trochę mi przykro, że nie pojechaliśmy dzisiaj z chłopakami z wioski ponieważ z nimi bardzo dobrze się bawiłem tydzień temu. Wychodząc z wody zaczęłam dotykać dno oceanu w celu poszukiwania muszelek. Jestem bardzo zaskoczony gdy w muszelce jaką wyciągnąłem znajduje pięknego niebieskiego kraba. Pokazuję to wszystkim i zaczynam szukać dalej. Udało mi się znaleźć jeszcze dwa. Wychodzimy z wody i tuż przed nami jest małe bajorko, które utworzyło się przez cofnięcie się wody. Z dziewczynami zaczynam szukać więcej krabów w muszelkach i udaje nam się. Wtedy przychodzi ksiądz i mówi, że mamy iść się przejść w celu poszukiwania muszelek. Ja i Gosia zostajemy by móc zajmować się krabami. Na skałce stawiamy muszelki i tym sposobem tworzymy cały ośrodek na krabów. Stawiamy nowe muszelki i poszukujemy nowych rekrutów. Zbieramy bardzo dużo krabów, dużych i małych, w ładnych muszelkach i w takich co zostały porośnięte już glonami. Tworzymy w jednej muszelce przedszkole dla krabów w malutkich muszelkach, a w innej więzienie dla kraba który próbował uciec. W międzyczasie usłyszałem jak Father Carlos ćwiczy grę na trąbce. Na innej skale tworzymy arenę gdzie kładziemy ślimaka i kraba. Krab wydłubuje ślimaka i go zjada. Dodatkowo wybieramy kraba w najładniejszej muszelce, którego okrzykujemy wodzem. Po dłuższym czasie nasi przyjaciele wracają ze spaceru i pokazujemy im nasze zbiory. Dajemy im na rękę największego kraba i pokazujemy wszystkie nasze okazy. Ja z Maćkiem idziemy się jeszcze wykąpać, ale potem już udajemy się do samochodu. W czasie powrotu zauważamy dzieci, które nas grają w grę na ulicy. Gdy przejeżdżamy obok nich wszystkie zaczynają krzyczeć i biec za nami. Przejeżdżając przez miasteczko zgarniamy kolejnego miniona do naszej wioski. Dojechaliśmy do wioski i wracamy do pokojów. Ja i Maciek przepłukujemy się z wody morskiej. Następnie idziemy na nieszpory ale tym razem do domu księży, a nie do kościoła. Modlimy się i jemy kolację. W czasie rozmowy bardzo przyjemnie nam mija ten czas. Udajemy się do pokoju na spoczynek. Ten dzień minął nam bardzo deszczowo, ale miło.(Maciek K.)