Ceny ryżu podrożały. Worek kosztuje 2000 dalasi, a jeszcze nie tak dawno kosztował 1300. Tragedia. Ceny rynkowe poszły w górę. Nastały ciężkie czasy. Dziewczyny robią naleśniki. Te naleśniki pachną jak tutejsza kuchnia, ale są bardzo dobre w szczególności jak nałoży się na nie czekoladę. Po śniadaniu idę z Maćkiem do pokoju, a po chwili idziemy na spotkanie animatorów w oratorium. Do mojej grupy dołączyły dwie nowe osoby, a jedna odeszła. Te dwie osoby co dołączyły do mojego składu to Teresa (nasza kucharka) i Dimingo (kleryk który przyjechał dzień wcześniej). Father Peace daje nam za zadanie wymyślić okrzyki naszej grupy. Mojemu składowi idzie dosyć źle. Jednak w końcu Dimingo zapuścił jakiś bit i coś tam posklejaliśmy. Każda grupa musi zaprezentować swoją pracę. My jesteśmy jako pierwsi. Father Peace nie przychylnie ocenia nasze dzieło i mówi że musimy je poprawić ponieważ jest zbyt smutne. Innym grupom idzie trochę lepiej, jednak wszyscy otrzymujemy dodatkowy czas i nakaz poprawienia naszych piosenek. Teraz właśnie przychodzi Teresa. Okazuje się, że bardzo ładnie śpiewa i jest bardzo kreatywna. Z jej pomocą układamy bardzo interesująca i chwytliwą piosenkę oraz okrzyk. Tym razem prezentujemy ostatni. Wszystkie grupy zaprezentowały, ale wydaje mi się, że zaśpiewały gorzej niż poprzednio. Gdy nastała nasza kolej pokazujemy fason i bardzo dobrze się prezentujemy. Po przedstawieniu piosenek idziemy przećwiczyć gry dla dzieci. W niektóre gry graliśmy wczoraj ale kilka z tych, w które gramy teraz jest nowe. Po jakimś czasie kilku chłopaków przynosi dwa duże garnki, a dwóch innych niesie napoje. Jemy bardzo smaczny obiad – ryż (drogi) oraz pikantny sos z małymi kawałkami wołowiny. Napoje są smaczne ale bardzo słodkie i gęste. Obracam napój i sprawdzam skład. Udaje mi się rozczytać mandziago i odszyfrowuje, że drugim składnikiem jest cukier a trzecim też cukier, ale w innej formie. Po zjedzeniu idziemy na dwór i kontynuujemy gry. Po dłuższym czasie udaje się z Maćkiem do pokoju aby po dłuższej chwili wrócić w to samo miejsce na oratorium. Dzisiaj mamy zadanie specjalne, ponieważ idziemy palić gumę. Idziemy po zapałki, a potem ciągnę kosz ze śmieciami do betonowego kwadratu. W Polsce trafilibyśmy do Azkabanu za takie czyny, ale Gambia to nie Oława i tutaj plastik palić można. Zaczynamy palić gumę. Dodatkowo zbieramy śmieci które licznie leżą nieopodal kwadratu. Dorzucamy do ognia plastikowe butelki, zrywki czy baniaki. Oglądamy to z zaciekawieniem ponieważ nigdy nie byliśmy członkami takiego ogniska. Po chwili przychodzą do nas chłopacy z oratorium i dorzucają śmieci, które zbierają. Rozmawiamy i palimy gumę. Gdy w betonowym śmietniku dalej się pali, otrzymujemy informację, że ogień można zostawić. Gambia. Ja idę pograć w siatkówkę, a Maciej bawić się z dziećmi na placu zabaw. Po czasie ksiądz Carlos woła wszystkich do wyjścia z powodu różańca. Idziemy trasą, którą szliśmy dzień wcześniej. Pod koniec różańca śpiewamy Gosi sto lat. Idziemy do pokoju się napić, a następnie udajemy się na nieszpory. Po nieszporach idziemy na kolację. Gdy wszyscy jesteśmy w głównym pokoju u księży rejestruje, że niezłą ekipę zmontowaliśmy. Moja konkluzja jest spowodowana tym, że jeszcze nie byliśmy całą ekipą w tym samym czasie w jednym pomieszczeniu. Modlimy się po polsku. Na kolację są resztki obiadu albo makaron z warzywami. Jak zjedliśmy, Teresa przychodzi z ciastem marchewkowym. Śpiewamy Gosi sto lat najpierw po Polsku wszystkie wersje, a potem po angielsku dwie. Gosia zdmuchuje świeczkę i wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Dziewczyny kroją ciasto dla każdego, a ja z Maćkiem je noszę. Jemy, a Carlosy śpiewają skoczne piosenki. Następnie ja z Maćkiem pod namową wszystkich zagraliśmy Gosi dwie piosenki harcerskie po polsku. Księża chwalą moją grę, a Maćka śpiew. Gosia jest bardzo szczęśliwa. Kończymy jedzenie ciasta, a księża śpiewają. Jest bardzo wesoło i panuje bardzo dobra aura. Takim przyjemnym akcentem kończymy dzień urodzin Gosi. (Maciek K.)