Budzimy się godzinę później niż zwykle. Idziemy na śniadanie. Dziewczyny robią naleśniki, a ja i Maciej smarujemy sobie ciepłe bułki kremem czekoladowym, który kupiliśmy dzień wcześniej. Dziewczyny mówią że pomyliły sól z cukrem i im nie wyszły naleśniki. Jemy więc wszyscy bułki z kremem czekoladowym. Dzisiaj jest inaczej ponieważ Msza jest w dużym kościele o 10.30. Idziemy do kościoła. Z nami idzie dosyć dużo ludzi – dużo więcej niż zawsze. Kościół jest bardzo duży. Jest w nim chłodno i przewiewnie. Bardzo dużo ławek z niewygodnymi klęcznikami. Msza jest długa. Dwa razy dłuższa niż ta na jakich jesteśmy codziennie. Chór jest naprawdę unikalny. Grają bardzo przyjemna muzykę i do tego śpiewają co bardzo cieszy ucho. Jest kilka dziwnych rzeczy, których się nie spodziewałem. Jedną z nich jest noszenie darów od ludzi pod ołtarz w czasie mszy. Po Mszy idziemy na obiad. Jest bardzo ostry, ale jemy go ze smakiem. Po obiedzie idziemy się przebrać w strój kąpielowy i spakować ręczniki. Wracamy pod dom księży, a tam czeka już około piętnastu chłopaków. Przychodzą dziewczyny i ksiądz, a chwilę po tym ksiądz Carlos wyjeżdża przez bramę. Dziewczyny i ksiądz wsiadają do auta, a ja i Maciej wraz z wszystkimi chłopakami wsiadamy na pakę. Zaczynamy jechać i zaczyna się totalne kongo. Wszyscy chłopacy głośno gadają i się śmieją. Popisują się przede mną że mogą siedzieć na rampie bez trzymanki, a niektórzy nawet się wychylają. Wszyscy zaczynają się śmiać jak jednemu chłopakowi który musiał stać bo już nie było miejsca spodnie przewiewa wiatr. Jedziemy na początku podobna trasą co zawsze ale w pewnym momencie skręcamy w bok na piaszczystą drogę. Przejeżdżamy przez całą podpisaną bramę i wjeżdżamy na teren wielkiej farmy kokosów. W pewnym momencie musimy zjechać z bardzo ostrej górki i gałęzie drzew obijają innych chłopaków. Zjechaliśmy z górki i przed nami pokazało się wielkie bagniste jeziorko. Zaparł mi dech w piersi jak zobaczyłem aligatora z otwartą paszczą na piasku. Zatrzymujemy się już u celu i wszyscy wysiedliśmy. Ja z Maćkiem i księdzem założyliśmy okulary i idziemy zobaczyć wodę. Jest niesamowicie ciepła i bardzo przyjemna. Są bardzo duże fale ale to bardzo duży plus. Pływamy i wracamy do wszystkich. Chłopacy idą pływać, a my z dziewczynami idziemy zbierać muszelki. Znajdujemy bardzo ładne muszelki i rozmawiamy. Po dwudziestu minutach stwierdziliśmy, że powinniśmy już wrócić. Jak wróciliśmy, ja i Maciej idziemy do wszystkich chłopaków pobawić się w wodzie. Działo się tam na prawdę dużo. Był bardzo duży ubaw i cały czas coś robiliśmy. Gramy w bardzo różne gry, a jedna z nich jest przepłynięcie tunelem pod wodą. Wychodzimy z wody i idziemy ponownie przejść się z dziewczynami ale tym razem w drugą stronę. Natalie podrywają jacyś chłopacy co grają w piłkę. Idziemy dalej i dochodzimy do wielkiej skałki. Dziewczyny idą dołem, a my górą. Za dziewczynami biegnie pies i Marcelina się go boi. Wracamy i ponownie Natalie podrywa jakiś chłopak. Natalia pyta się go ile ma lat, a on mówi, że szesnaście albo osiemnaście lub dziewiętnaście niemal już dwadzieścia w sumie to nie wie. Podjeżdża do nas chłopak od nas z wioski na rowerze i robi tricki. Wróciliśmy, a chłopcy od nas z wioski pokazują nam, że w wiaderku mają żywe kraby. Nagle jeden chłopak wyciąga tego kraba wyrywa mu nóżkę i ją zjada na surowo. Wszyscy jesteśmy zaskoczeni, a chłopcy zjadają dalej tego kraba. Szalone. My wracamy teraz sami, a wszyscy lokalami wrócą na drugą turę. Father Carlos daje nam wszystkim mleczka w woreczkach i mówią, że nazywają się „czakri”. Wracamy na pace. Natalia, Maciej i Gosia próbują te mleczka. Ja i Marcelina podchodzimy do tego racjonalnie i nie pijemy tych mleczek. Wiemy co robimy bo zalecano nam nie ruszanie takich rzeczy. Maćka muli to mleko, ale daje radę wypić całe. Jak dojechaliśmy ja i Marcelina znaleźliśmy jakieś dzieci w wiosce i daliśmy im te mleczka. (Maciek)