Z głębokiego snu budzi mnie dźwięk  kościelnych dzwonów. Powoli wstaję i udaję się na Eucharystie, która dzisiaj odbywa się o godzinie 7:30. Ksiądz Peace opowiada na kazaniu o tym, że każdy nas ma swoje własne powołanie i ścieżkę życiową, więc nie powinniśmy próbować za wszelką cenę upodabniać się do innych. Po Mszy, razem z Marceliną udajemy się do kuchni, aby przygotować chlebojaja (chleb otoczony jajkiem, smażony na patelni), które szybko znikają z talerzy. Po jedzeniu czeka nas długo planowane pranie, ponieważ jest słonecznie i liczymy na to, że nasze ubrania szybko wyschną. Nalewamy wodę do misek i wsypujemy proszek. Mimo, że mamy sporo brudnych ubrań szybko uwijamy się z robotą i już godzinę później jesteśmy gotowi, aby ruszać w drogę. Dzisiaj w planach mamy zobaczenie parku, w którym można zobaczyć i nakarmić małpki. Przed wejściem wita nas mężczyzna, który za wszelką cenę chce, abyśmy zakupili przewodnika, jednak jego manipulacja na nas nie działa. Postanawiamy samodzielnie stawić czoła małpkom. Na początku spotykamy kilka z nich i dajemy im orzechy. Coraz bardziej zagłębiamy się w gęstwinę drzew, które okalają prawie niewidoczną ścieżkę ze wszystkich stron. Potężne baobaby i palmy robią niesamowite wrażenie. Na ziemi leżą kokosy i kawałki orzechów, które ludzie upuszczali dla małpek, których ku naszemu rozczarowaniu nigdzie w pobliżu nie ma. Idziemy, więc coraz dalej i głębiej. Nagle ścieżka którą idziemy przechodzi w strome zejście. W końcu postanawiamy zawrócić i poszukać czy może jakaś małpka nie pojawiła się gdzieś bliżej. Udaje nam się znaleźć dwie. Większa trzyma na rękach mniejszą i bierze od nas z ręki orzechy. Jednakże nawet pomimo pomocy przechodzących obok nas ludzi nie udaje nam się znaleźć więcej małpek. Jednak samo przejście przez park, który przypominał wręcz dżungle jest dla nas niezwykłą przygodą. Kiedy przyjeżdża po nas Father Carlos 2, prosimy go o to, aby zabrał nas jeszcze do marketu, żebyśmy mogli kupić sobie coś do jedzenia. W środku sklepu jest dosłownie wszystko, znajdujemy tutaj nawet mleko z Polski, Natalka i Marcelina kupują sobie po jednym w cenie około czterech złotych. Potem od razu wracamy do wioski na obiad, ryż z fasolą i mięsem. Zjadamy posiłek oglądając w telewizji sport który przypomina trochę football amerykański, a potem idziemy do oratorium. Dzieci są pełne energii, bawią się w aresztowanie nas. Łapią nasze ręce i prowadzą nas do plastikowego placu zabaw, który robi za więzienie. Dostajemy też kredę, którą dzieci malują różne obrazki i grają w gry. Po różańcu, który zmawiamy razem z dziećmi idziemy do domu księży na nieszpory i kolację, na której jemy ziemniaki z sosem i mięsem. Po kolacji idziemy na chwilkę do pokoi a następnie udajemy się do oratorium, w którym oglądamy „Madagaskar”. Tak kończy się nasz szósty dzień w Gambii. (Gosia)