Dzisiejszy dzień nie wita nas już ulewnym deszczem. Od rana myślimy tylko o nadchodzących lekcjach. Śniadanie jemy dość szybko, zwłaszcza że Father Carlos z chlebem przychodzi dopiero pod koniec czasu na posiłek. Msza tym razem odbywa się wraz ze wszystkimi uczestnikami Summer Campu. Na samym początku siedzimy niepewnie na swoich miejscach. Zaraz podchodzi do nas jeden z animatorów odpowiedzialnych za opiekę medyczną i wręcza nam maseczki. Podczas całego nabożeństwa staramy się zachować środki bezpieczeństwa. Przy tej bliskości, społeczeństwie tak bliskim sobie nawzajem, jest to jednak bardzo trudne. Na koniec mszy animatorzy przekazują księdzu Piotrowi i księdzu Jerzemu oprawione w zdobne ramki zdjęcia. Są to zdjęcia zrobione pierwszego dnia z chłopakami z Kunkujang w strojach sportowych, które zostały zrobione tuż przed treningiem piłkarskim. Zdjęcie zostało podpisane słowami, które można przetłumaczyć jako: „Dziękujemy za wszystko co zrobiliście. W naszych najciemniejszych dniach, byliście naszym słońcem” Niech wam Bóg błogosławi”. Po mszy udajemy się od razu na lekcje. Dzięki zmienionemu planowi dnia mamy więcej czasu na przygotowania. Jak zwykle zaczynamy od angielskiego, tym razem poznajemy techniki stopniowania przymiotników. Na matematyce dzielimy i mnożymy dziesiątki. Nauka przyrody odbywa się przez pryzmat kompasu, kierunków świata i oceanów. Na koniec wszystkich zajęć udajemy się przed klasy, żeby rozruszać towarzystwo. Wraz z Dominiką prowadzimy krótkie zajęcia taneczne. Dzieci uwielbiają stare piosenki: Waka Waka, Tunak Tunak, Cze Cze Re Cze i od razu łapią nową melodię: Ding Dong Song. Nasze artystyczne wyczyny kończą się, kiedy nadchodzi czas na pracę w grupach. Na podstawie krótkiego tekstu o Janie Bosco wymyślamy własną modlitwę. Za chwilę zabieramy się za przygotowania naszych wystąpień na koniec Summer Campu. Każda grupa musi przygotować co najmniej dwa wystąpienia: teatrzyk, piosenkę lub taniec, więc mamy co robić. Za chwilę dźwięk dzwonka wzywa nas na lunch. Po sytym posiłku z ryżu idziemy do Youth Centre na gry i zabawy. Jesteśmy podzieleni na 3 ekipy: każda po 2 grupy rywalizujące ze sobą. Moja grupa gra przeciwko grupie Dominiki w zabawę z przelewaniem wody do butelki oraz konkurs śpiewania piosenek na czas. Nie zdążamy nacieszyć się jeszcze rywalizacją, kiedy śpiewanie przerywa nam deszcz. Zbieramy się wszyscy w holu. Nie jesteśmy w stanie przeprowadzić kółek zainteresowań z powodu ulewy. Dzięki sprytnej improwizacji Pauli i Gabi oraz interwencji księdza Peace’a bawimy się wspólnie wszystkimi grupami. Zanim się orientujemy, mija kolejny dzień Summer Campu. Po zakończeniowej modlitwie dzieci rozchodzą się do domów, a my wraz z animatorami zostajemy na podsumowanie zajęć i dzisiejszej pracy. Jakże owocne spotkanie kończy się idealnie na czas, żebyśmy zdążyli chwilę odpocząć. Zaraz jednak kościelny dzwon wzywa nas na wieczorny różaniec. Z początku nikogo nie widać, ale nie musimy długo czekać na przybycie Bena. Ponieważ nasz zwyczajowy animator od różańca się nie pojawia, grupa dziewczyn z wioski przejmuje inicjatywę i prowadzi nas przez wieś. Naszą modlitwę kończymy po nieszporach. Musimy chwilę poczekać aż ulewa trochę minie i w deszczu dzielnie ruszamy na podbój kolacji. Co prawda i tak musimy zaczekać na powrót księdza Piotra, Carlosa i Peace’a, jednak już wkrótce wpychamy w siebie krewetki, sałatkę jarzynową i bardzo grube naleśniki, przygotowane przez naszą wspaniałą kucharkę Madeleine i jej poprzedniczkę Therese. Mój dzień kończy się trochę później niż reszty naszej grupy. Ksiądz wraz z Paulą, Piotrem i Dominiką wracają już do domu. Ja zostaję jeszcze chwilę, żeby dokończyć ten cudowny wpis i w międzyczasie oglądam wraz z Benem, Asią, Gabi i naszym nowym towarzyszem – diakonem Juliusem niezwykłą bajkę, którą niektórzy znają pod tytułem Shrek. Po zaledwie 20 minutach śmiechu, jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby dokończyć film, więc wracam do domu, żeby w końcu położyć głowę na poduszkę. Ela Kaczkowska