Dzisiejsze święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny jest szczególnie obchodzone w Kunkujang Mariama, które zresztą zawdzięcza swoją nazwę Maryi. Gambijczycy nazywają to święto San Mari.  Ksiądz Jurek wstaje rano i jedzie z księdzem Piotrem na msze do sąsiednich wiosek. My postanawiamy się lepiej wysypać, aby zaoszczędzić siły na półkolonie i wstajemy na śniadanie dopiero na 9. O 10:30 odbywa się uroczysta msza w dużym kościele. W naszej wiosce znajdują się dwa kościoły. Pierwszy nieco starszy, jest bardzo niewielki. Właściwie nieznacznie różni się od pozostałych budynków. Duży kościół jest wyjątkowy. To największa świątynia chrześcijańska w Gambii i jeden z największych kościołów w Afryce Zachodniej. Dzisiaj wszyscy są jeszcze bardziej wystrojeni niż zwykle w niedziele. Mało kto wybiera stroje w stylu europejskim. Dziewczyny mają na sobie długie, wzorzyste sukienki, a mężczyźni afrykańskie kolorowe koszule. Dziewczynkom przygotowano też nowe fryzury: dobierane warkoczyki zaplecione w najróżniejszy sposób i wplecione w nie koraliki pod kolor sukienek. W Gambii, jak i w większości Afryki mieszkańcom włosy rosną bardzo krótkie, zaledwie na parę centymetrów, ale żeby były dłuższe czasem doplatają w nie sztuczne. Msza zaczyna się z pół godzinnym opóźnieniem. Trwa prawie półtora godziny, wszystko jest bardziej uroczyste. Nie brakuje tradycyjnych bębnów, a i lokalnego śpiewu jest więcej niż na Mszach, w których uczestniczyliśmy dotychczas.. W czasie kazania ksiądz Carlos podkreśla, że obecność Maryi w Kościele Katolickim wcale nie opiera się na kultywowaniu jej osoby w podobny sposób do Boga. Po Mszy idziemy do domu salezjanów, gdzie jemy obiad i okazuje się że kucharka dzisiaj nie przyszła. Wobec tego sami zabieramy się do robienia obiadu i wspólnymi siłami robimy racuchy z mango w środku (ponieważ brakuje jabłek). Dziś w Kunkujang Mariama wszyscy świętują, spędzają czas z rodzinami i chodzą w gości, do znajomych. My po obiedzie mamy trochę czasu dla siebie, więc dalej nadrabiamy bajki, tym razem wszyscy razem, siedząc za domem księży. Kończymy Zwierzogród, a potem oglądamy Loraxa. Na ogrodzie jest wiele krzaków z kwiatami i zauważamy kolibry, które do nich podlatują. Później razem z Gabi i Asią tniemy materiały na szarfy dla dzieci i animatorów na Summer Camp. Łącznie ma wyjść po 50 tasiemek każdego koloru, łącznie 300. Na 18:30 idziemy na procesję. Pochód przechodzi ulicami wioski (a właściwie jedną, długą ulicą, wzdłuż której stoją niemal wszystkie domy). Zaczyna się przy liceum, a idzie do sanktuarium Maryjnego, które znajduje się również w Kunkujang Mariama. Na czele procesji jedzie ozdobiony samochód z figurą Maryi, a za nim idą ludzie. Po drodze zmawiamy różaniec i śpiewamy maryjne pieśni. Dziesiątki różańca odmawiane są po angielsku, polsku, w manjao i wolov. Przy sanktuarium zapalamy świece. Warto podkreślić, że przeszło ono w ostatnim czasie znaczną renowację. Udało się ją przeprowadzić dzięki studenckiemu SWM „Młodzi Światu” i pomocy darczyńców. Wzdłuż ścieżki prowadzącej na miejsce przygotowano już miejsce na posadzenie nowych roślin, Siadamy by pomodlić się i wysłuchać codziennego, wieczornego słówka księdza Piotra. Pochwala w nim chłopców, którzy dobrowolnie zgłosili się do pomocy przy procesji. Słówko na temat renowacji wygłasza też father Peace. Nie może zabraknąć też błogosławieństwa i wspólnego odśpiewania „Happy Birthday” dla dyrektora szkoły, który obchodzi dziś swoje urodziny. Gdy całość się kończy, jest już ciemno i wszędzie latają najróżniejsze owady. Wracamy do domu salezjanów na kolację. Tym razem przygotowują ją Asia i Gabi. Jemy wspólnie posiłek i idziemy spać, gotowi na pełen wrażeń tydzień, w którym zacznie się wreszcie Summer Camp. Dominika Szwabowicz