Dziś niewiele się dzieje. Poniedziałek jest dla salezjan dniem odpoczynku i nie ma nawet oratorium. Rano słyszymy bicie dzwonów i zastanawiamy się, co to takiego, bo nigdy wcześniej w wiosce tego nie słyszeliśmy. Gdy pytamy o to księdza Piotra mówi nam, że dzwony biją, kiedy temperatura spadnie poniżej 25 stopni. Dziś w nocy rzeczywiście było chłodniej niż zwykle. Ale kiedy pytamy o to miejscową ludność, okazuje się, że ksiądz Piotr tylko nas wkręcał. Po śniadaniu ksiądz Jerzy i Paula prowadzą szkolenie z fotografii i filmu. Animatorzy przez najbliższe trzy dni będą zaznajamiani z tajnikami tej sztuki. My w tym czasie mamy czas wolny. Robimy pranie w miskach, a potem Ben zabiera nas do sanktuarium. Jest to duży zielony teren, z niewielką figurką Matki Bożej, czczonej tutaj jako Królowa Pokoju. Wszyscy szykują się do święta, więc wolontariusze ścinają trawę maczetami i wynoszą gałęzie. My z Elą również próbujemy, ale ścinanie trawy maczetą jest trudniejsze niż wygląda i miejscowi tylko śmieją się z nas, po czym sami zabierają się do roboty. Gdy wracamy do domu wciąż mamy dużo czasu, więc oglądamy film Mulan.Po obiedzie odwiedza nas Patrick, który był ostatnim razem animatorem. Obecnie pracuje już, jak się okazuje dobrze prosperujących także tutaj Zakładach Sportowych. Spędzamy razem miło czas, po czym ksiądz Piotr zabiera nas nad ocean. Jest tu dzisiaj spokojnie jak nad jeziorem i do brzegu dochodzą tylko malutkie fale. Pływamy w ciepłej, nagrzanej wodzie, kiedy nagle Ela mówi, że coś ją sparzyło. Po chwili Piotrkowi przydarza się to samo, a gdy wychodzimy z wody, pojawiają się ślady oparzeń jak po wielkiej pokrzywie. Nie wiemy dokładnie co to jest. Ksiądz Piotr mówi, że są tu ryby, które parzą, ale mogła to być też meduza. Gdy pytamy o to Patricka odpowiada, że czasem też im się to zdarza, ale nie wiedzą, co to dokładnie jest. Po powrocie idziemy na różaniec i Mszę z animatorami, a potem krótkie spotkanie i kolację. Domonika Szwabowicz