Dzień 4 – 8 sierpnia 2021

Pierwsza niedziela w Kunkujang  Mariama. Dzień zaczyna się bardzo deszczowo. Pada właściwie do południa. Specyfika afrykańskiego deszczu jest taka, że pada bardzo intensywnie. Z okazji dnia świętego jego plan wygląda nieco inaczej. Budzimy się wcześniej, żeby zaraz po śniadaniu pojechać na dwie Msze. Ze względu  na padający deszcz bardzo trudno jest cokolwiek usłyszeć. W czasie Mszy pieśniom towarzyszą tradycyjne bębny, a śpiewający wierni klaszczą do rytmu. To zupełnie inne niż to, co znamy z Europy. W czasie kazania ksiądz Piotr mówi o wierze w obecność Chrystusa na Eucharystii. Przywołuje słowa św. Tereski, która mówiła, że gdyby ludzie wierzyli w obecność Chrystusa to w drodze do kościoła policja pilnowałaby ruchu. Każde zdanie w czasie kazania jest tłumaczone przez lokalnego tłumacza na manjauo. Jest to język dominującej w okolicy ludności etnicznej. Gambia jako była kolonia brytyjska korzysta z języka angielskiego jako języka urzędowego. Ludność lokalna posługuje się jednak wieloma dialektami plemiennymi. Jednym z ważniejszych języków rdzennie afrykańskich jest wolov. Pod koniec Mszy ksiądz Piotr otrzymuje wiele podziękowań za swoją działalność dla lokalnej społeczności. Pod koniec zaśpiewali piosenkę pożegnalną, którą sami napisali. Po pierwszej Mszy jedziemy do Sanyang. Po drodze przejeżdżamy przez Jambanjelly. Na drodze poustawiane są blokady, które powodują, że trzeba jechać slalomem. Blokady zostały zamontowane, aby zapobiegać wypadkom. Kościół stoi na terenie szkoły imienia świętego Wincenta de Paula. Mottem szkoły jest „Edukacja, dyscyplina, ciężka praca”. Do szkoły chodzi sześciuset uczniów. Po Mszy jedziemy na obiad. W niedziele i poniedziałki oratorium nie działa. Po posiłku mamy chwilę przerwy, żeby przygotować się na wyjazd nad ocean. Nad ocean jedziemy w dwadzieścia osób jednym samochodem. Na samej pace jedzie nas czternastu. Plaża nad Oceanem Atlantyckim robi wrażenie. Mieszkańcy wioski nigdy nie jeżdżą sami nad ocean. Przed pojawieniem się Salezjanów na placówce, nikt stąd nawet nie jeździł nad ocean. Do dziś jeżdżą tylko z księżmi. Wynika to  faktu, że jeszcze do niedawna nikt tutaj nie umiał pływać. Ocean kojarzy się więc bardziej z niebezpieczeństwem utonięcia, z potężnym żywiołem niż z rozrywką. Dziś wygląda to nieco inaczej. Księża oswajają młodzież z wodą i uczą pływania.  Na plażę zabierana jest piankowa deska do pływania i ratownicza bojka. Zapewniają one poczucie bezpieczeństwa. Spędzamy czas bawiąc się piłką w oceanie z młodzieżą, która z nami pojechała. Gramy w dwóch drużynach. Z jednej strony męska, z drugiej żeńska wzmocniona przez księdza Jerzego i Rivaldo, którzy mieli wyrównać wielkości drużyn. Jest bardzo radośnie, dużo się dzieje. Przykrą kwestią jest fakt, że na plaży nie brakuje śmieci. Wszystkie one są wyrzucone  przez ocean. Według relacji księdza Piotra na tej plaży i tak jest całkiem nieźle, bo właściciel tej plaży regularnie ją sprząta. Pływając w wodzie co jakiś czas zahaczamy nie tylko o wodorosty, ale i foliówki. Pod wieczór wracamy z plaży w doskonałych humorach. W drodze powrotnej znów jedziemy na pace. Tym razem jednak zmienia się nieco układ, przez co część z nas, między innymi Ela jedzie na stojąco. O jej bezpieczeństwo w drodze dba Bernard. Po drodze tuż przed wioską po raz pierwszy widzimy dzikie małpy. Pierwsza przebiega przez drogę, trzy inne siedzą na murku. Nawet dla Dominiki było to coś nowego, bo gdy była tu ostatnio, dwa lata temu, małpy nie podchodziły tak blisko wioski.  Na kolację jedziemy do domu sióstr Prezentek Maryi. Zostajemy bardzo ciepło przyjęci. Po raz pierwszy próbujemy soku z baobabu. Jest bardzo ciekawy, choć nieco specyficzny. Sok jest bardzo gęsty i nieco przypomina krem albo shake bananowy. Jedną z sióstr, które nas przyjmują jest siostra Cecilia z zachodniej Kanady. Siostra Cecilia przyjechała do Afryki w 1967 roku. Oznacza to, że w przyszłym roku minie pięćdziesiąt pięć lat od kiedy jest na misji na tym kontynencie. Przez pierwszy rok była nie w Gambii, a w Senegalu. W tamtym czasie nie było jeszcze placówki w Gambii, ale już rok później przeprowadziła tuta Na kolację został przygotowany szwedzki stół. Przygotowane zostały świeże pomidory i ogórki, kuskus z warzywami, pieczony kurczak, puree z mięsem mielonym i sos do polania. Poza tym na stole gości drobne smażone ciasto uformowane w kulki i lokalne orzeszki ziemne. Warto wiedzieć, że orzeszki stanowią ważny element gambijskiego rolnictwa. Jest więc wszystko, czego moglibyśmy chcieć. Cała kolacja jest bardzo miłym doświadczeniem. Pod koniec kolacji rozpoczynają się wspólne tańce. Nie brakuje nawet poloneza. Na sam koniec siostry dziękują księdzu Piotrowi za jego działalność. Na jej pamiątkę dostaje na prezent tradycyjną, niebieską koszulę afrykańską. Wszystko to powoduje, że z radością i optymizmem kładziemy się spać i czekamy na to co jeszcze przyniesie los. Piotr Olszewski