Dziś uczestniczymy w Mszy na zakończenie roku, więc możemy spać godzinę dłużej. Eucharystia odbywa się w dużym kościele i uczestniczą w niej wszyscy uczniowie, jak zwykle ubrani w mundurki. Później idziemy na śniadanie i zabieramy się do roboty. Wczoraj skończyła się woda, więc Ania i Gosia zmywają też naczynia po kolacji. Przygotowania do Bosco Summer Camp trwają. Dziś kończymy przypalać szarfy, żeby się nie pruły. Praca idzie bardzo powoli, bo kawałków materiału jest ok.300. Na szczęście z pomocą jak zwykle przychodzą dzieci. Najpierw tylko się patrzą, potem powoli się dołączają, a na końcu niektórzy sami przejmują inicjatywę i zaczynają robić bez naszej pomocy. Nawet przedszkolaki starają się pomóc jak umieją, a niektórzy nawet przepychają się, chcąc zrobić jak najwięcej. Dzieci pracują z nami aż do obiadu, a nawet wtedy niechętnie odchodzą.

W Kunkujang Mariama dzieci spędzają na dworze prawie cały dzień. Po szkole bawią się w wyliczanki, albo inne gry do których niczego nie potrzebują np. rysują sobie na ziemi koło, przegradzają je dwoma kreskami i potem skaczą przez nie. Czasem grają też starym klapkiem znalezionym gdzieś na drodze. Dzieci nie potrzebują tu wiele, mają po prostu siebie i potrafią bawić się cały dzień. Często przesiadują pod naszym domem i chętnie pomagają nam w każdej, nawet męczącej pracy. Są bardzo zaradne. Zdarza się, że bez żadnej zachęty przychodzą i zaczynają z nami pracować. Sporo dzieci przychodzi codziennie na różaniec, a potem przesiadują na dworze nawet do późnego wieczoru. Starsze dzieci opiekują się młodszym rodzeństwem. Część prowadzi je za ręce, inni noszą je w chustach na plecach. Mimo że nie mają wiele, chodzą w brudnych podartych ubraniach, to zawsze są radosne. Dzieci tutaj prawie nie płaczą, umieją poradzić sobie ze wszystkim i są bardzo ufne.

Po obiedzie i krótkiej przerwie znów wracamy do pracy. Dzieci się już rozeszły, ale przychodzi do nas jeden chłopak – Albert, który zawsze nam pomaga. Część z nas kończy szarfy, a reszta sprząta naszą jadalnię. Nie zdążamy dziś przypalić całego materiału, zwłaszcza że planujemy pojechać dziś jeszcze nad ocean. Wyjeżdżamy ok. 17 i po chwili jesteśmy na ślicznej, mało uczęszczanej plaży. Jedzie z nami ks. Piotr i brother Jules, który przyjechał tu zaledwie wczoraj. Fale są dziś duże, a woda jak zwykle ciepła. Jednak musimy szybko wracać, bo ledwo zdążamy na różaniec. Potem jemy kolację i idziemy spać. Wieczór jest jak zwykle duszny, ale mamy prąd, więc zasypiamy przy wiatrakach. (Dominika)