Dzisiejsza noc nie jest łatwa. Uderzające krople deszczu w dach przeszkadzają w śnie. Wstajemy przed 7 rano, aby uczestniczyć w Eucharystii. Jest to poranna codzienność, najważniejsza. Deszcz towarzyszy nam przez cały poranek. Jemy śniadanie w formie kanapek z dżemem bądź nutellą. Wszyscy animatorzy wraz z dziećmi gromadzą się pod wiatą o godzinie 8. Ten dzień Holiday Campu będzie zupełnie inny niż poprzednie. Z niecierpliwością wyczekujemy autobusów, które maja nas zawieźć na basen. W Afryce nie istnieje coś takiego jak punktualność, dlatego tez autokary spóźniają się ponad dwie godziny. W wyjeździe uczestniczy 340 dzieci i 35 animatorów. Dzieci zajmują swoje miejsca w autokarach, wszyscy siedzimy tak ściśnięci, aby każdy mógł siedzieć. Natomiast nie wszystkim udaje się i parę osób jest zmuszonych do stania w przejściu. Droga trwa około godziny i prowadzi do lotniska. Podczas jazdy zauważamy flagi Liberii wywieszone wzdłuż dróg z okazji jutrzejszego święta Niepodległości. Gdy dojeżdżamy na miejsce deszcz nie ustępuje, a nawet jest mocniejszy niż rano. Opuszczamy autokary i wbiegamy pod zadaszenie przy basenie. Miejsce nazywa się Barracuda’s Marine and Leisure Club i jest prowadzone przez Libańczyków. Dzieci się przebierają w stroje kąpielowe i niedługo później wskakują do wody. Teren, na którym znajduje się basen jest duży. Jeden ma 1,5m głębokości co zdecydowanie wystarcza tutejszym mieszkańcom ze względu na nieumiejętność pływania. Muszą stopami czuć dno, aby moc się czuć bezpiecznie. Natomiast drugi basen jest przeznaczony dla dzieci. Jest to plac zabaw w wodzie, bardzo płytki. Animatorzy nadzorowali oba baseny, tak aby nikomu nic się nie stało. Po zabawie wszystkich uczestników zaczyna sie wydawanie jedzenia w formie ryżu oraz sosu z fasola i kurczakiem. Każdy spożywa ten posiłek z wielkim apetytem. Nie ukrywam, że to moje tutejsze ulubione danie. Na zakończenie wszyscy razem tańczymy przeróżne tańce, również te, których ich nauczyliśmy. Po paru godzinach wracamy. Dzieci są na tyle zdyscyplinowane, ze bez żadnego opóźnienia zajmują miejsca w autokarach. Droga powrotna mija bardzo szybko. Dzieci są tak zmęczone, że od razu zasypiają. Jest na tyle mało miejsca, że śpią na sobie, ale to wcale im nie przeszkadza, gdyż zmęczenie jest znacznie większe. Późnym wieczorem dojeżdżamy do Center Don Bosco w Matadi. Żegnamy się ze wszystkimi. Następnie idziemy wziąć prysznic, aby niedługo później uczestniczyć w kolacji w formie frytek, jajek z cebula oraz bananów na słono. Na koniec dnia modlimy się. Zasypiamy ciekawi tego co dobrego przyniesie następny dzień. Olga