Na godzinę 7 rano idziemy do kościoła, aby uczestniczyć w Eucharystii. Przebiega ona w pełnym skupieniu. Gdy wracamy z Mszy Świętej to udajemy się do kuchni na śniadanie. Jednak, gdy przekraczam próg to w pewnym momencie przebiega kilka szczurów z jednego kata w drugi. Wszyscy się na tyle boimy, ze wychodzimy z budynku. W tym czasie salezjanie pozbywają się ich. Po tym zdarzeniu spokojnie jemy śniadanie, które składa się z kanapek oraz ku naszemu zaskoczeniu również z kaszki manny. W tym samym czasie odbywa się Eucharystia dla 12 klasy tutejszej szkoły salezjańskiej, która kończy swoja edukację. Wszyscy ubrani są w mundurki. Następnie udają się pod wiatę by wspólnie zatańczyć i cieszyć się ukończeniem szkoły. W tej ceremonii biorą udział również animatorzy. Odbywa sie również wręczenie świadectw i podziękowań przez dyrektora szkoły ks.Salmona. Po tym jest czas odpoczynku, a po nim jedziemy z naszym niemieckim przyjacielem Uve do Virginii. Przejeżdżamy przez centrum miasta Monrovi, pokonując jeden z 5 mostów jedziemy dzielnicą portową. Bez wątpienia stwierdzam, że jest bardzo biednie i co najgorsze wszędzie leżą śmieci. Mimo to ludzie nam machają i się do nas uśmiechają. Mają w sobie bardzo dużo radości. Drogi w mieście nie są idealne, znacznie gorsze niż w Polsce. Natomiast gdy wyjeżdżamy z miasta, a także poza nim dziury są tak duże, ze z wielka trudnością udaje nam się je pokonywać jadąc bardzo powoli. Na szczecie nasz jeep ma silnik o pojemności ponad 4000 litrów. Po ponad godzinie dojeżdżamy do wspólnoty Cenakolo, która mieści sie w kilku budynkach. W jednym są tylko kobiety, a w drugim mężczyźni. Ta wspólnota w tym miejscu funkcjonuje od 6 lat. Służą tam 4 siostry. Jedna jest z Słowacji, druga ze Słowenii, trzecia z Włoch i czwarta z Irlandii. Prowadzą tutaj również sierociniec, dzieci które do niego należą pochodzą z Monrovi. Każda z sióstr wita nas bardzo serdecznie. Niedługo później zapraszają nas na wspólny obiad, na który chętnie się zgadzamy. Wspólnie rozmawiamy przy posiłku. Te siostry są niesamowite, oddały swoje życie Jezusowi by służyć ludziom z uzależnieniami, a także by prowadzić sierociniec. Nie jesteśmy tam długo. Dziękujemy siostrom za miłe przyjęcie i udajemy sie w drogę powrotna. Opuszczając to miejsce czułam, że jeszcze kiedyś tam wrócę tylko, że na znacznie dłuższy czas. Po drodze mijamy rożne wioski i machamy do wszystkich ludzi. Nawet zatrzymujemy się w jednym miejscu. Zaciekawiła nas konstrukcja budującego się pomieszczenia do jedzenia tuż obok domu. Konstrukcja jest z drewna, które powiązane jest sznurkiem, a wypełnione gliną. Bardzo dużo ludzi bierze udział w budowie. Jak się okazuje nie jest to jedna rodzina tylko również sąsiedzi. Atmosfera jest niepowtarzalna. Spontaniczna i bardzo radosna . Następnie udajemy się w dalsza drogę podczas, której zatrzymujemy się również na targu w celu kupienia wina palmowego. Nasz niemiecki przyjaciel poleca nam je. Następnie jedziemy do stanu Luizjana, na północ od Monrovii. Jesteśmy w kamieniołomie wypełnionym woda. Mężczyźni pracujący przy tym jednocześnie serdecznie nas witają. Towarzysza im dzieci, które od najmłodszych lat muszą przyglądać się ich pracy. Nie chodzą do szkoły, gdyż są bardziej potrzebne tutaj. Nie ukrywam, że zrobiło się nam bardzo szkoda tych dzieci, gdyż dobrze zdajemy sobie sprawę z edukacja tego że nie mogą chodzić do szkoły. Następnie wracamy do naszego domu pełni niesamowitych przeżyć. Jemy pyszna kolację w formie ryżu z sosem oraz udkiem z kurczaka. Nasyceni podsumowujemy dzień, a na sam koniec modlimy się dziękując za dzisiejszy dzień. Olga K.