Wyjątkowość niedzieli podkreślamy dłuższym snem. Wstajemy od 8.30. Jest tak także dlatego, że sen nasz przerywany jest w nocy kilkakrotnymi, mocnymi opadami. Nie dziwi nas to ponieważ ten rejon świata i deszcze równikowe o taj porze roku to norma. Największy w Afryce las równikowy robi swoje. Jednak ilość opadów i uderzające o falowaną, cienka blachę nie krople, ale strumienie wody powoduję efekt, jakby ktoś bez wytchnienia uderzał w nią jakimś przedmiotem. Budzimy się często. Przerywany sen nie jest snem dającym wytchnienie i odpoczynek. Zmęczeni śniadanie rozpoczynamy modlitwa o godz. 9.00. Tradycyjnie chleb przypominający nas pszenny tostowy, amerykański dżem pomarańczowy, na ciepło kasza manna zrobiona na mleku w proszku i dodatkowe z przywiezionych zapasów kabanosy dają nam siły na cały dzień. Przy śniadaniu rozmawiamy z ks. Raphaelem, dyrektorem i proboszczem. Mówimy o życiu, wierze, o polityce. Jak się okazuje tutejsza parafia św. Innocentego każdego roku ma zaledwie około 14 chrztów, 2 śluby oraz 2 pogrzeby. W 75 % jest to parafia ludzi młodych. Najczęściej młodzi katolicy są z rodzin gdzie ojciec, matka, rodzeństwo są innych wyznań. Na przykład Jerry jeden z animatorów ma mamę babtystkę, a tatę z kościoła pentakost. Wspominamy rok 2014 i trudny czas eboli. W Matadi zmarło wtedy 14 osób. 13 osobowa rodzina oraz jeden wolontariusz. Jak się okazuje wolontariusze podjęli się bardzo ważnego choć niezmiernie ryzykownego zadania. Chodzili wtedy od domu do domu pouczali i przestrzegali, a także roznosili woreczki z chlorem do dezynfekcji rąk. Bohaterowie tamtych dni! Wówczas ebola pochłonęła w zachodniej Afryce blisko 12 tysięcy osób, a w Liberii aż 5 tysięcy. Ile osób mogło jeszcze umrzeć bez ich świętej desperacji. Rozmawiając przez cały czas spoglądamy przez okno. Jest niedziela i za chwilę rozpocznie się Msza, a tutaj pada, pada i pada. Bez umiaru i bez względu na to że niedziela to przecież sunday, czyli dzień słońca. Pierwsza Msza jest o godz. 9.15. Ksiądz Raphael z niepokojem, ale także z dużym zrozumieniem mówi, że niestety ludzi na tej Mszy będzie bardzo mało. Patrzymy przez okno i tak faktycznie jest. Wśród uczestników widzimy jedną kobietę o białym kolorze skóry. Jak się okazuje jest to Agnieszka, Polka pracująca tutaj w ambasadzie Unii Europejskiej. Msza choć nieliczna to bardzo głośna i dynamiczna. Śpiewy z udziałem zespołu przebijają wszelkie hałasy. Ileż zaangażowania i serca jest w ich postawie. Zbliża się godz. 11.00. Zrywamy się i idziemy na naszą Msze. To druga i ostania już w tej parafii Msza tego dnia. Dzisiaj wyjątkowa ze względu na Pierwszą Komunię. Jest bardzo uroczyście. Wejście procesjonalny z pełna obstawą. Jest krzyż, akolitki, kadzidło a przede wszystkim idące także w procesji do ołtarza wokół kapłanów dzieci. Są to zarówno chłopcy i dziewczęta w wieku około 10 lat. Ich ubiór, u chłopców białe koszule, czarne spodnie i buty, u dziewczynek białe sukienki i buty czynią te chwile bardziej uroczystymi. Zadziwia nas to, że wśród tak dużej codziennej biedy znajdują pieniądze i chęć na to, żeby tak ładnie i godnie się ubrać. Msza jest zupełnie inna od tych europejskich. Pewnie panujący entuzjazm, śpiew, taniec, bębny, co chwilę pojawiające się oklaski odebrały by wiarę niejednemu skrajnemu europejskiemu tradycjonaliście. Jednak jak żywa i autentyczna jest ta wiara wie tylko Bóg, ale także entuzjastycznie garnący się do Jezusa i Kościoła ludzie. Kościół Afrykański jest dzisiaj przecież Kościołem progresu, rozwoju i nadziei dla całego powszechnego na świecie Kościoła. Pierwszokomunijna Msza ma swoje specjalne, dedykowane dzieciom momenty. Pierwszy dialogowane kazanie z pytaniami sprawdzającymi znajomość katechizmu. Dzieci bardzo trafnie odpowiadają co to jest sakrament, czym jest Eucharystia, co to jest wiara i Kościół Katolicki. Także wspólnie wypowiadają cały akt skruchy: „Spowiadam się Bogu”. Sam moment przyjęcia Pierwszej Komunii dokonuje się pod dwiema postaciami z zapalonymi i trzymanymi w ręku świecami. Za dziećmi podchodzą trzymający ich za ramie rodzice. Najczęściej jest to jedna osoba. Zakończenie Mszy przyjmuje zaskakujący dla nas scenariusz. W czasie ogłoszeń duszpasterskich zostajemy przedstawienie i słyszymy bardzo miłe, choć niespodziewane słowa podziękowania. Ksiądz Raphael ukazuje wszystkim przywiezioną przez nas monstrancję, a także informuję o przywiezionych przeszło 1000 różańcach. Te ostatnie rozdajemy jeszcze w czasie ogłoszeń pierwszokomunijnym dzieciom. Ich radość jest niedoopowiedzenia. Po zakończeniu Mszy robimy jeszcze, już przed kościołem wspólne zdjęcie. Dzieci, służba liturgiczna oraz kapłani. Jest godzina 13.00. Pora lanczu. Tradycyjnie spożywamy ryż oraz małe fragmenty kurczaka w pikantnym sosie warzywnym. Po szybkim obiedzie jedziemy, korzystając z zaproszenia Agnieszki do klubo – restauracji na mecz, jedziemy pikapem z ks. Raphalem by kibicować jak się okazuje jednomyślnie Chorwacji. Leżąca w centrum Monrovi restauracja Sajj prowadzona przez Libańczyków, od samego wejścia sprawia wrażenia miejsca spotkań wielu narodowości. Wiszące pod sufitem flagi a także obecni tam w przewadze o jasnej karnacji ludzie uzmysławiają nam, że jest to miejsce gdzie przybyli do Afryki mogą być bliżej siebie. Zrozumiałym jest, że w trakcie rozłąki z krajem potrzeba czasem pobyć i porozmawiać z osobami podobnej kultury i miejsca. Totalnie zdecydowana cześć klientów Sajji jest za Chorwacją. Wyświetlany na dużym ekranie mecz powoduje wiele mocnych emocji. Okrzyki, piski, owację pojawiają się co chwilę. Mimo zaskakująco przebiegającego meczu nikt nie traci radości, a przegrana nie stwarza powodów do smutku czy rozczarowań. To co rozczarowuje to dyplomatyczne, czy zamierzone nie wiemy, obserwowane przez nas faux – pas kiedy to w trakcie wręczania nagród i medali w okoliczności padającego mocno deszczu parasol pojawia się jedynie i wyłądcznie nad głową głównego organizator mistrzostw Władimira Putina. Nie liczy się wtedy nawet stojąca obok „rosyjskiego twardziela” kobieta, prezydent Chorwacji Kolinda Grabar – Itarowic. Komentarze są jednoznaczne. Przed 18.00 rzecz jasna w strugach deszczu wracamy do Matadi. Przed nami kolacja. Z racji niedzieli uroczystsza bo z pizzą oraz tradycyjnym ryżem jak i pieczonymi bananami. Rozmawiamy jeszcze o meczu, o minionym duszpasterskim weekendzie z pogrzebem, chrztem i pierwszą komunią oraz o dniu jutrzejszym. Czeka na nas całe mnóstwo dzieci. Już cieszmy się z tego, że w grupach niebieskiej, zielonej, żółtej i czerwonej będziemy mogli służyć wsparciem i nauką nowych tańców integracyjnych. Na zakończenia dnia modlimy się dziękując dobremu Bogu za to co mamy i prosząc o błogosławieństwo na kolejne dni naszej pracy w Liberii. xjb

Glory z Mszy Świętej, parafia św. Innocentego – Monrovia w Liberii