Moje urodziny Pierwszy poranek w Liberii. Budzą nas głośne śpiewy dzieci z zewnątrz. Akurat przyszło mi spędzić tutaj moje 18 urodziny, nigdy bym się tego nie spodziewała. Z tej okazji zrobiono mi omlet na śniadanie! Ksiądz Rafael już na nas czeka, wraz z nim jedziemy do centrum stolicy. Jako pierwszy odwiedzamy kościół uniwersytecki prowadzony przez salezjanów. Spotykamy się z proboszczem – salezjaninem z Indii, który pokazuje nam swoją parafie. Kolejnym miejscem do którego się udajemy jest katedra pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego. Mamy tutaj niesamowitą okazje spotkać się osobiście z arcybiskupem Levis Keigler’em. Po błogosławieństwie i krótkiej rozmowie wybieramy się do Salezjańskiej Szkoły Technicznej. Ostatnim punktem w mieście są zakupy. Co ważne, nie wymienimy tutaj pieniędzy z euro na dolary liberyjskie, warto o tym pamiętać gdy wybieramy się w podróż do Liberii. W sklepach najlepiej płacić dolarami amerykańskimi, które sukcesywnie wypierają tutejszą walutę. Supermarket w którym byliśmy ma bardzo duży wybór produktów, jednak ceny są nad wyraz wysokie. Na ulicach panuje ogromny ruch, ludzie przemieszczają się małymi indyjskimi, trójkołowymi motorami zwanymi popularnie Keke oraz motorami z parasolkami, chroniącymi mieszkańców przed obfitymi deszczami. Przejeżdżamy przez dzielnice rządowa z ambasadami i placówkami ministerialnymi oraz remontowanym pałacem prezydenckim. Ambasada USA, UE, Niemiec. Po powrocie do domu przygotowujemy się do Mszy, zaraz po niej uczestniczymy w adoracji. Na zakończenie dnia czeka nas przyjęcie urodzinowe. Przygotowano dla mnie tort, zamówiono pizzę i zaśpiewano sto lat! Tą miłą niespodzianką zakończyliśmy swój pierwszy dzień w Liberii. Adrianna O.