SZKOLNY PROJEKT MISYJNY – GHANA 2017


„Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje”. Od zawsze znamy te słowa. Jednak nie od zawsze możemy je rzeczywiście realizować. Kiedy to wielu w czasie wakacji wyleguje się do przedpołudniowych godzin, my wstajemy bardzo wcześnie rano, aby realizować naszą afrykańską misję. Jedna grupa o 5.30, druga o 7.00 jest już na nogach i co najwążniejsze, choć odczuwamy zmęczenie, to nie brakuje nam chęci i gotowości, aby iść na spotkanie z dziećmi. Jest w tym zapewne jakichś palec Bożej Opatrzności. Chce nam się jak nigdy dotąd. Grupa Adama, Agaty i Patrycji wraz z księdzem Jerzym po szybkim śniadaniu o 7.30 wędruje już na nogach do Technical Don Bosco Institute. Dobrze wiemy, że będzie tam na nas czekała o godz. 8.00 grupa prawie 250 uczestników półklonii.

Zaspani, ale pełni gotowości idziemy bardzo ruchliwą ulicą. Samochody przmieszają się w korku w ślimaczym tempie. Jedni jadą do Accry, inni ją opuczają. Ruch jest wielki. Taksówki, tro-tro, motory na 3 kółach, ciężarówki. Pomiędzy nimi na sygnale mknie, choć zdezelowana, to karetka. Widać, że miasto żyje i że ma swoje liczne potrzeby. Mijamy również wiele reklam. Wielkie i małe bilbordy, wywieszone czy podwieszone płachty reklamowe. To co zwraca naszą uwagę to ich ogromna ilość. Niekontrolowane co do ilości, jak i co do jakości są wszędzie. Reklamuje się kosmetyki, kościoły różnych wyznań i odłamów, partie polityczne i produkty spożywesze, a także szkoły oraz wakacyjne półkolonie. Niby prawo ma regulować ich obeności, ale wszystko wskazuję na to, że nikto go nie respektuje. Wkońcu docieramy. Dzieci ustawione w czterech grupach śpiewają, a także na początek dnia popisują się swoimy okrzykami. Każda grupa innym. Głośnym, wyjątkowym i chwytliwym okrzykiem. Ich charakter i intensywność nie sposób nie zauważyć. Po chwili jedna z animatorek przeprowadze wprowadzenie do tematu dnia. Opowiada, wyjąśnia, nawiazauje do Pisma Świętego, aby tylko dzieci zapamietały, że „w życiu trzeba być wobec drugiego człowieka szczodrym”. Po wprowadzeniu rozpoczyna się blok dydaktyczny. Ponowne zajęcia z matematyki, angielskiego i nauk ścisłych zajmują przeszło trzy godziny. Jest nadzieja, że po wakacjach dzieci wracając do szkoły zabłysną lepszą wiedzą. Obiad to następny, bardzo oczekiwany przez dzieci punkt dnia. Rozmawiamy między sobą podkreślająć, że obserwując dzieci, widzimy, że takich posiłków bardzo brakuje im na co dzień. Dzicie podchodzą w ciszy do kontyny, gdzie na jednorazowe talerze nakładane są poszczególne produkty. Dzisiaj ryż z fasolą, sos pikantny z papryki, ryby i oleju, surówka z kapusy surowej, czosnek w proszku oraz kawałek smarzonej ryby. Aż oczy dzieciom się świecą z radości. Cieszy nas to, że tak wielkie porcje zjadane są przez nich do samego końca. Do obiadu każde dziecko otrzymuje woreczek wody do picia. Rekreacja, sport i gry, a także nauka pływania to kolejne punkty półklonijnego dnia. Także i nas raduje ten czas. Jest w nim tak bardzo dużo radości, że aż nie sposób pozostawać smutnym. To co najbardziej nas cieszy to właśnie radość, szczera radość dzieci. Aż trudno zrozumieć, że będąc tak ubogim można mieć w sobie tak wiele autentycznej radości. Trójka z nas idzie z dziećmi na basen. Dosłowanie za płotem znajduje się Tema International School. Szkoła dla dzieci promientów, biznesmenów oraz polityków. Koszt nauki za jeden rok wynosi w niej wraz z internatem 15 tysięcy dolarów. I faktycznie od przejścia przez bramę dostrzega się, że jes to inny świat. Absowelnci tej szkoły po zdaniu międzynarowej matury mają zagwarantowe studia na wszystkich renomownaych uczelniach świata. Kontrast materialny tej szkoły zduwiewa nas, ale też cieszy, że dzięki życzliwości dyrekcji bardzo obogie dzieci mogą skorzystac chociaż przez chwilę z jej infrastruktury. Na basen idzie 26 dzieci. Szybkie przebranie się, prysznic i już czeka na nas ratownik basenu. Ktoś mówi, że jest to aktulany mistrz Ghany w pływaniu długodystansowym, także w ocenie. Basen posiada kilka tarów, jest bardzo prosty, czysty. Przygotowujemy dla dzieci dmuchane rękawki oraz inne wspomagające w pływaniu sprzęty. Po chwili grupa jest na brzegu przywitana przez ratownika. Rozpoczyna się instruktaż, a także rozgrzewka. Wkońcu nastpęuję moment wejścia do wody. Dla wszystkich dzieci jest to ich pierwszy kontak z tak dużą wodą. Widzimy jak są podekscytowane i ciekawe. Wprowadzamy je po drobince pokoleji. Radości nie ma końca. Same zajęcia prowdzimy wraz z ratownikiem. Jedna grupa, bardziej zaawanstowan tzn. starszych dzieci i drugia maluchów oswają się i coraz lepiej zaczynają czuć się w wodzie. Czas szybko mija. Non stop w promieniach mocnego słońca pławimy się już prawie „ jak ryby w wodzie”. Po nauce ratownik proponuję wszystkim mecz w piłkę wodną. Ustawia na brzegach bramki, liną wyznacza obszar boiska i wrzuca piłkę. Podzielone dużyny rywalizują ze sobą nie zważając w ogóle na to, że są w wodzie. Nas zachwyca to, że dzieci które poraz pierwszy mają kontakt z wodą czuję się już w niej bardzo bezpiecznie i dobrze. Po meczu wszyscy wychodzą na brzeg. Liczymy zwłaszcz dzieci. Jest ich 26. Są wszyscy. Szybko się przebieramy i wracamy. Jeszcze krótka wędrówka przezs Tema Interantional School. Mijamy pełnowymiarowe boisko z trwiasta nawierzchnią, salę gimnastyczną, korty. Wychodząc napotykamy nieoczekiwanie na bardzo liczne stado krów. Innych krów. Idą przed nami. Na ich karku garby, tak jakby u wielbłądów. Pewnie i one gromadzą tam w tłuszczu między innymi zapasy potrzebnej wody. Krowy te nie zważając na samochody, bez zahamowań przechodzą przez ruchliwa ulicę. Towarzyszy im jeden pastrzerz. Ale coż to znaczy naprzeciw odwagi kóz jadących na dachu busa. Po powrocie do szkoły włączamy się do zajęć na zakónczenie. Trwa rywalizacja grup. Tym razem animatorzy muszą także zatańczyć, aby zdobyć potrzebne dla grupy punkty. Jest także śpiew, a na zakóńczenie modlitwy. To co nas ponownie urzeka to akcja sprzątnia. Wszscy, dosłownie wszyscy, nawet te najmiejszcze dzieci sprzątają, zamiatją, porządkują. Nie usiłujemy sobie tego wyobrazić jakby mogło wyglądać to wśród dziei w Polsce. Zmęczeni, ale pełni satyfakcji wracamy do domu. Wiemy, że będziemy mieć w nim zaledwie kilka chwil, aby na godz. 19.00 dotrzeć do kościoła św. Jana Bosko na czwartkową, młodzieżówą Eucharystię. Po kąpieli i pobieżnej kolacji wyruszamy na nogach. Jesteśy już wszystcy razem i to daje nam duże poczucie bezpieczeństwo ponieważ słońce już zaszło, a droga jest okryta całkowitą ciemnością. Wspominamy w litrugii św. Wawrzyńca. Na Mszy jest kiladziesiąt osób i tak jak zawsze śpiew, szczera modlitwa oraz entuzjam. Po Mszy, której przewodniczy nasz ksiądz Piotr wraz z ks. Jerzym samochodem udajemy się jeszcze do hotelu „Domino”. Panuje w nim egzotyczny nastrój wzmocniony nastrowją myzką pop. Siadamy pod jednym parasolem i zamawiamy napoje i jedzenie. Ulubione nasze Alwaro, a także frytki, ryż, makaron, smażone kalmary. Dużo rozmawiamy, choć niektrzy z nas mimowolnie zasypiają. O godzinie 22.30 docieramy spowrotem do naszego domu. To był długi, intensywny, ciekawy i piekny dzień. Kolejny dzień naszej afrykańskiej przygody i misji. xjb