SZKOLNY PROJEKT MISYJNY – GHANA 2017


Dziś pobudka o 7.30, a śniadanie o 8.00. Wszystko po to żeby zdążyć na umówione spotkanie w Salezjańskiej Szkole. Położona jest ona jakieś 20 min piechotą od naszego domu. Aby tam dość najpierw idziemy boczną, nierówną drogą o charakterystycznym czerwonym kolorze. Następnie dochodzimy do głównej drogi, gdzie jak zwykle jest korek. Idąc narażamy się na spojrzenia i zaczepki kierowców nie przejmujących się za bardzo zasadami ruchu drogowego. Po niedługim czasie dochodzimy do szkoły. Jest to Techniczna Szkoła Salezjańska DON BOSCO. Składa się ona z budynku szkoły, internatu, warsztatów samochodowych, dużego boiska do piłki nożnej i mniejszych do siatkówki i koszykówki oraz domu i kościoła stojących za boiskiem, będących miejscem Inspektoratu Salezjanow. Najpierw zwiedzamy warsztaty samochodowe gdzie uczniowie szkoły mają praktyki. Tam Kenneth – pracownik prowadzonego także tutaj Biura Pośrednictwa Pracy oprowadza nas po nich. Na środku jest duży plac gdzie są stanowiska do naprawy samochodów. Dookoła głównego placu dwa piętra pokoi służących jako biura. Pierwsze biuro, które zwiedzamy użyto zarówno jako sekretariat jak i na Biuro Pośrednictwa Pracy. Uczniowie szkoły mogą się tu zgłoszać jeśli znajdą się w potrzebie. Wiemy, że stopa bezrobocia w Ghanie wynosi około 4%. Następnie zwiedzamy pokój księgowej, gdzie panuje duży bałagan wśród papierów leżących na biurku. Schodząc na dół na półpiętrze możemy zobaczyć obraz ks Bosco. Jest ich tutaj wiele. Na dolnym piętrze jest klasa z ławkami dla uczniów, w których uczą się zawodu. Miło wita nas jedna z nauczycielek. W klasie jest mało miejsca i dość duszno, ale nie jesteśmy tu zbyt długo. Zaraz naprzeciwko klasy jest gabinet. Za biurkiem siedzą dwie osoby. Po jednej stronie miło wyglądająca sekretarka, a po drugiej mężczyzna którego Kenneth przedstawia jako nauczyciela. Nie rozmawiamy jednak z nimi zbyt długo i po wymienieniu grzeczności udajemy się do sali gdzie przyjmuje psycholog. Opuszczamy budynek warsztatów i idziemy budynku szkoły. Na przedniej ścianie niebieskimi literami widnieje cytat ks. Bosco: „For you I study, For you I work, For you I live, For you I am ready, E en to give my life”. Dziś ostatni dzień przed końcem roku więc uczniowie piszą egzaminy. Większość z nich wcale nie siedzi w klasach tylko na zewnątrz. Na balkonikach i dużej hali bez ścian. Uczniów nikt specjalnie nie pilnuje. Nauczyciele siedzą sobie w salach a uczniowie piszą. Nikt nie ściąga. Każdy patrzy w swoją kartkę, a my chodzimy między nimi i zastanawiamy się czy bardzo im przeszkadzamy. Dowiadujemy się, że egzamin jest z języka angielskiego, matematyki oraz nauk przyrodniczych. W szkole w Ghanie wakacje zaczynają się pod koniec lipca i trwają 7 tygodni. W szkole zwiedzamy pracownie eletryczną i eletroniczną ufundowaną przez Simens-a, sekretariat pokój nauczycielski i pracownie komputerową. Wszędzie jesteśy radośnie i miło witani. Najdziwniejsze przywitanie sprawiają nam chłopcy, którzy siedzą w sali konferencyjnej. Po spytaniu się wykładowcy czy mogą się z nami przywitać w więkoszści „rzucają się” na nas, podając rękę, przytulając i co odważniejsi nawet całując. Zaskoczeni wychodzimy. Na koniec wchodzimy do stołówki tzw. kantyny, gdzie sprzedają nie tylko orzechy, kanapki i batony ale również ku naszej wielkiej radości napoje. Jesteśmy spragnieni. Siedząc na górnym piętrze stołówki podziwiamy wielkość szkoły, która aktualnie służy przeszło 500 uczniow. Jest duża, a będzie jeszcze większa. Właśnie trwa jej rozbudowa. Sponsorem prac jest „Manos Unidas” („złączone ręce”) hiszpańska organizacja pomocowa. Po wyjściu ze szkoły wraz z ks. Piotrem udajemy się na teren kościoła gdzie kończymy malowanie. Jest gorąco, praca wymagąca. Przez 5 godzin malujemy z krótką przerwa na posiłek. Tym razem jemy regionalne pieczone na grilu planteiny, przypominające banany. Dokończenie pracy daje nam wiele satysfakcji. Wracamy na piechotę. Zajmuje nam to 25 minut Jesteśmy brudni, głodni i zmęczeni. Bierzemy się za robienie posiłku i pranie. Mamy mało czasu. Już o 18.30 idziemy ciemnymi ulicami do kościoła, będącego w miejscu naszych malarskich prac. Tam uczestniczymy w Eucharystii i jesteśmy świadkami chrztu. Martiny. andydatka do chrztu, stoi z przodu w ładnej, białej sukni. Jest dorosła i postanowiła przystąpić do wspólnoty Kościoła. W sobotę weźmie ślub. Ceremonia chrztu jest niemal taka sama jak u nas. Towarzyszą jej bardzo ładne śpiewy. Po Mszy szczęśliwi wracay do domu na pace picapa. To był naprawdę udany dzień. Patrycja