SZKOLNY PROJEKT MISYJNY – GHANA 2017


Środa. Kolejny dzień pełen nowych wyzwań i zaznajamiania się z Afryką. Śniadanie rozpoczyna się o 8:30. Najedzeni i gotowi do podróży oczekujemy księdza Piotra, który mieszka tutaj od 14 lat i doskonale zna tutejsze drogi. Zawozi nas na teren, na którym znajduje się parafia św. Jana Bosko, a tuż obok kaplica Miłosierdzia Bożego, która jest niepowtarzalna, gdyż jest to jedyna kaplica pod takim wezwaniem na terenie całej Ghany. Tutaj również będą odbywać się półkolonie dla ubogich dzieci. Nie mogę pominąć ogromnej hali, która zajmuje znaczną część tamtego terenu. Wyglądem przypomina zadaszoną wiatę, dzięki temu podczas upalnych dni jest przewiew, a mając na uwadze afrykański klimat jest to bardzo ważne. W tym miejscu podczas niedzielnych Mszy rodzice zostawiają swoje dzieci, aby sami mogli udać się do kościoła obok na własną Mszę. Dzięki temu rodzice mają możliwość skupienia się tylko i wyłącznie na Eucharystii, a dzieci są podzieleni na grupy i każdy jest w gronie swoich rówieśników. Po dotarciu na miejsce udajemy się wszyscy pod wiatę, aby dowiedzieć się co konkretnie będziemy dzisiaj robić. Ksiądz Piotr przedstawia nam swoją wizję odnośnie nowego wyglądu tej hali. Już wiemy, że trochę pobrudzimy sobie ręce. Mamy malować wszystkie ściany, a także w ciągu następnych dni narysować na nich biblijne postacie. Dziewczyny zabierają się za czyszczenie ścian przed ich malowaniem. Nie jest łatwo domyć ściany ze względu na skumulowany wieloletni brud. Natomiast księża oraz Adam jadą po farby. Miejsce, w którym kupują farbę zdecydowanie różni się od tych w Polsce, dlatego że ani trochę nie przypomina sklepu. Nawet nie ma tu kasy fiskalnej. Zakupiona farba jak dla nas jest wyjątkowa. Rożni się od naszych, gdyż dodatkowo ma działać odstraszająco na insekty. Jej cena wynosiła 180 GC za 15 litrów. Po dwóch godzinach wszyscy jesteśmy już razem pod wiatą. Zwarci i gotowi z farbą do malowania zabieramy się do pracy. Jednakże czeka na nas jeszcze mała niespodzianka zakupiona przez księdza w postaci bananów. Widząc je nikt nie może się powstrzymać, każdy chce ich spróbować. Cena nie jest wysoka, za 2 kg bananów płacimy 8 GC. Ich smak jest niezapomniany, po raz pierwszy w życiu mamy wrażenie, że jemy prawdziwego banana. Lepiej tego smaku sobie wyobrazić nie można. Po tej przekąsce zyskujemy jeszcze większą siłę do pracy. Każdy dostaje wiaderko z farbą oraz własny pędzel, a także własną powierzchnię do pomalowania. Dla każdego z nas jest to wyzwanie, gdyż nikt z nas nie ma za często do czynienia z malowaniem, o ile jakieś ma. Początkowo idzie bardzo ciężko, malując czujemy każdą upływającą minutę. Temperatura nie jest wysoka, natomiast mało sprzyjająca do wykonywania jakiejkolwiek pracy. Mimo wszystko nie sprawia, że rezygnujemy z malowania. Cel jest wiadomy – chęć umilenia dzieciom spędzania czasu w tym miejscu. Podczas kolejnych godzin malowania zaczynamy wspólnie śpiewać, aby przyjemniej wykonuje się tę pracę. Nie braknie także czasu na modlitwę, gdyż o 15.00 wspólnie udajemy się na koronkę do kaplicy. Nie tylko podczas pracy, ale również podczas modlitwy potrafimy się zjednoczyć. Niewiele później odczuwamy ogromny głód, który nie sprzyja dalszej pracy. Ksiądz Piotr wraz z Księdzem Jerzym jadą kupić nam coś do jedzenia. Pewna pani niedaleko głównej drogi sprzedaje gotowana kukurydze, która idealnie zaspokaja nasz głód. Ku naszemu zaskoczeniu, gdy dowiaduje się że malujemy wiatę w jej kościele, nie bierze za nią żadnych pieniędzy. Jest to niesamowity gest ze strony tej kobiety. Niewiele minut później każdy rozkoszuje się swoją kukurydza. Ona również ma swój niepowtarzalny smak. W ciągu ostatniej godziny kończymy malować ściany, tyle ile daliśmy radę zrobić w ciągu jednego dnia właśnie dobiega końca. Koło godziny 16.00 wracamy do miejsca naszego zamieszkania. Przygotowujemy obiad. Dzisiaj Ada i Adam wykazują swój kulinarny kunszt przygotowując nam bardzo smaczny makaron z sosem pomidorowe – mięsnym. Po posiłku jedziemy na Msze. Ponieważ brakuje miejsc w środku samochodu dlatego część osób jedzie na pace z tyłu samochodu. Msza odbywa się w biednej dzielnicy, a dokładniej w miejscu, który kiedyś służył za kurnik. Ludzie są biedni, ale pełni miłości do drugiego człowieka, witają nas parokrotnie i zapraszają na ponowne wspólne Msze. Z uśmiechami na twarzach się zgadzamy. Po zakończonej mszy jedziemy do pobliskiego baru żeby wspólnie posiedzieć i napić się czegoś zimnego. Rozmowy nie mają końca. Robi się coraz później. Po godzinie wracamy do naszego miejsca zamieszkania. Ten dzień kończymy pełni nowych wrażeń, a także ciężkiej, ale również owocnej pracy. Olga