SZKOLNY PROJEKT MISYJNY – GHANA 2017


Poniedziałek. Dzisiejszy poranek zaskakuje nas brakiem prądu. Nie działają wiatraki chłodzące powietrze, lodówka, czajnik. Z ostatnim problemem radzimy sobie, podgrzewając wodę na kuchence gazowej, dlatego nie omijają nas ukochana kawa czy kakao. Na szczęście nie jest zbyt ciepło, podobnie jak w poprzednich dniach niebo pokrywają chmury i wieje. Temperatura jednak nie jest niska, niecałe 30 stopni. Po śniadaniu przechodzimy na piechotę do ośrodka, w którym byliśmy w sobotę. Po raz kolejny podziwiamy to, jak ludzie radzą sobie – rozkładają stragany przy drodze, sprzedając wszystko, czym tylko da się handlować, łącznie z maszyną do robienia fufu (lokalna potrawa robiona z kasawy), akumulatorami i częściami samochodowymi. Droga nie należy do najlżejszych, idziemy poboczem, blisko jadą samochody i ciężarówki, ciężko oddycha się powietrzem przepełnionym pyłem i spalinami. Gdy dochodzimy do ośrodka, zaczyna padać, jest to jednak przyjemne i dobrze chłodzi. Wchodzimy do budynku inspektoratu, witamy się z księdzem Piotrem, dwoma pracownikami, Benedictem i Robertem, oraz przełożonym miejscowej wspólnoty, księdzem Anthonym. Przechodzimy do pokoju wyglądającego na konferencyjny i rozpoczynamy wprowadzenie w kulturę, zwyczaje i najnowszą historię Ghany oraz w pracę salezjanów. Rozpoczyna się ono od zaprezentowania filmiku będącego zapisem forum młodzieży salezjańskiej z Inspektorii Afryki Zachodniej. Dowiadujemy się wtedy, że obejmuje ona aż cztery anglojęzyczne kraje: Ghanę, Nigerię, Liberię i Sierra Leone. W międzyczasie dołącza dwójka Włochów, Andrea i Angela, którzy przyjechali tutaj na dwa miesiące z salezjańskiego ośrodka. Ksiądz opowiada o organizacji pracy. W każdym z krajów istnieje kilka parafii salezjańskich, wspólnot i szkół przez nich prowadzonych. Choć wydaje się to niewiele, trzeba pamiętać, że są na tych ziemiach od relatywnie niedawna. Kilkukrotnie podkreśla, że najważniejsi w ich pracy są młodzi – dla nich pracują, stają się rodziną, której często nie mają, chcą być widzialnym znakiem obecności Boga między nimi. Przedstawia podstawowe zasady pracy salezjańskiej, są to: bycie nieopłaconym, przestrzeganie wspólnotowości, oratoryjny styl życia, czyli bycie z młodymi i towarzyszenie im, solidarność z innymi, konstruktywna krytyka i zaangażowanie. Następnie głos zabiera Benedict, najpierw wyświetlając krótki film o Ghanie, potem zaczyna opowiadać. Kraj podzielony jest na dziesięć regionów, odpowiedników województw, których nazwy odnoszą się głównie do położenia geograficznego: Górny Wschód, Północ, Region Volty (nazwa od największego sztucznego jeziora w tej części świata). Kraj bogaty jest w dobra naturalne: drewno, diamenty, boksyt, mangan, kauczuk, olej, srebro, sól, wapień i złoto. Z powodu tego ostatniego koloniści angielski nazywali ten kraj „Goldcoast” – „Złote wybrzeże”. Niepodległość odzyskana została 6 marca 1957 roku, jako pierwszy kraj w regionie państw subsaharyjskich. Zmieniono wówczas również nazwę, „Ghana” oznacza „Walecznego Króla”. Doprowadziło do tego głównie sześciu polityków, nazywanych Big Six – Wielka Szóstka. Droga do pełnego spokoju była jednak wyboista. Pierwszy rząd stworzył system jednopartyjny. W kolejnych naprzemiennie rządziła junta wojskowa, która zdobywała władzę w wyniku zamachów stanu, oraz rządy demokratyczne. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych skończyły się one i następowała stopniowa demokratyzacja systemu. Obecnie wskaźniki rozwoju społecznego są dobre: powyżej 15 lat ponad 3/4 ludności potrafi czytać i pisać, więcej jest wśród nich kobiet niż mężczyzn. Bezrobocie wynosi 5,2%. Jest to kraj o niezwykle różnorodnej i bogatej kultury. Jego flaga ma składa się z czterech kolorów, które symbolizują kolejno: czerwony krew przelaną w drodze do odzyskiwania pełnej niezależności, żółty surowce naturalne, w szczególności złoto, zielony rośliny, a czarny kolor skóry mieszkańców. Choć oficjalnym językiem jest angielski, używany jest przede wszystkim w sytuacjach oficjalnych oraz w kontaktach mieszkańców różnych regionów. Używają oni różnych dialektów: akan, bono, asante twi, ewe, ga, hausa, a w Regionie Północnym istnieją aż 54 języki. Mają kilka potraw narodowych: ampesi (ostro przyprawiona, gotowana mieszanka kłączy), waakye (ryż z gotowaną fasolą), wspomniane już wcześniej fufu, emutuo (papka z ryżu z mięsem). Spragnieni typowych atrakcji turystycznych również nie będą zwiedzeni. Mogą odwiedzić parki narodowe z wiszącymi mostami z siatki, fortece, park narodowy, a nawet ośrodek, w którym przebywają oswojone krokodyle, z którymi można robić zdjęcia bez obawy ugryzienia. Dla Ghanijczyków typowa jest otwartość, zarówno w kontaktach międzynarodowych, jak i dla innych ludzi dla ulicy. Nie jest niczym nadzwyczajnym, a wręcz powszechnym zaczepianie na ulicy, pytanie o samopoczucie, nawet zupełnie obcych ludzi. Doświadczamy tego przez cały czas, gdy tu jesteśmy. Takie powitanie jest zresztą niezbędnym elementem jakiejkolwiek rozmowy, nieprzywitanie się i niewymienienie uprzejmości jest uznawane za poważną obrazę. Innym zaskakującym dla nas zwyczajem jest nieużywanie lewej ręki, podawanie ręki na powitanie, podawanie rzeczy, pokazywanie rzeczy wykonuje się wyłącznie prawą ręką. Bierze się to jeszcze z czasów, gdy wody było bardzo mało i należało ją jak najbardziej oszczędzać i tak prawej dłoni używało się do czynności „czystych”, jak jedzenie, a lewej, „brudnej”, do takich jak sprzątanie. Gdy przychodzi się na spotkanie, podawana jest woda, którą trzeba wypić; jeśli się tego nie zrobi, daje się znak, że nie ufa się gospodarzom i oskarża ich o chęć otrucia gościa. Szkolenie trwa łącznie kilka godzin, w przerwie jemy obiad z pracownikami oraz Włochami. Następnie plany ulegają zmianie, mamy jechać do oratirium w New Tema, jednak z powodu awarii samochodu musimy przełożyć to na inny dzień i zamiast tego idziemy do Ośrodka Ochrony Dzieci Pokrzywdzonych. Kompleks składa się z sypialni, budynku prowadzenia zajęć, stołówki i pełnowymiarowego boiska do piłki nożnej. Gdy tak podchodzimy, widzimy dużą grupę dzieci grających w piłkę i kilka siedzących obok. Zaczynamy z nimi rozmowę, potem uczymy ich prostej zabawy, a następnie oni nas. Zmęczeni, ale szczęśliwi, wracamy do naszego domu. Zjadamy kolację, korzystając częściowo z wczorajszej, oraz siadamy w salonie, rozmawiając przez resztę wieczoru, oraz modląc się na koniec. Był to dzień pełen wrażeń, pełny nauki zarówno teoretycznej, jak i praktycznej. Agata